sobota, 26 października 2013

8. Łódź.

Znowu wylądowałam w pokoju Kubiaka. Zakwaterowaliśmy się niedaleko Atlas Areny. nie było już żadnych wygłupów tylko grobowa cisza. Cisza przerywana tylko dźwiękami telewizora z pokoju Gumy. Wytłumaczyliśmy wszystko szczegółowo Zibiemu co się stało. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Monika zerwała z Michałem przez telefon. Przeze mnie. Wytknęła mu, że kwiaty jej wysyła z tym "zasranym" kocham cię, a w Warszawie ma inną laskę, z którą jest jak na zdjęciach widać szczęśliwy. Tłumaczył jej, że jestem tylko przyjaciółką. Nie uwierzyła mu. Teraz siedzieliśmy we trójkę główkując. Po piętnastu minutach wpadł mój wujek ze świetnym dowcipem, kiedy zorientował się, że żadne z nas się nie śmieje poszedł do siebie marudząc, że trening za pół godziny. Nie mogłam już tego wytrzymać.
- Nie musicie się przygotować do treningu? - zapytałam. Zibi zaprzeczył, a Kubiak zerwał się do łazienki ze słowem "prysznic". Siedzieliśmy tak w ciszy patrząc na siebie. Każde zapewne biło się z myślami. Zerknęłam na szafkę nocną Michała. Zegarek wskazywał 15.00. Nie godzina przykuła moją uwagę, ale telefon. Po cichu podeszłam i zabrałam jego sprzęt.
- Co ty... - Bartman chciał pokrzyżować moje plany. Uciszyłam go gestem. Przepisałam numer Moniki na swój telefon, a komórkę Kubiaka odstawiłam na miejsce. Podeszłam do Zbyszka i szepnęłam mu na ucho. - Ciii... To dla jego dobra. - i wyszłam na korytarz. Szybko wykręciłam numer wybranki naszego przyjmującego.
- Halo. -usłyszałam po dwóch sygnałach.
- Monika?
- Tak, to ja. O co chodzi? I z kim rozmawiam? - zapytała. Przecież nie powiem jej, że jestem domniemaną kochanką jej chłopaka.
- Przyjdź dzisiaj do Atlas Areny o 15:30. To bardzo ważne. Będe na ciebie czekać przy wejściu. - powiedziałam i rozłączyłam się.

~*~

Kubiaka nie powiadomiłam o moim planie. Poprosiłam tylko Zbyszka, żeby na trening koniecznie zabrał torebeczkę od jubilera. Jakoś wywinęłam się z rozgrzewki chłopaków mówiąc, że mam coś pilnego. Oni już się rozciągali i zaraz mieli zacząć biegać, a ja czekałam pod wejściem. 15:35. Monika się spóźnia, a może w ogóle nie przyjdzie. Po chwili zobaczyłam postać zbliżającą się w stronę hali. Troche niższa ode mnie brunetka właśnie rozmawiała z ochroniarzem, który nie chciał jej wpuścić. Wkroczyłam do akcji.
- Proszę ją wpuścić. Ta pani jest ze mną. - powiedziałam do ochroniarza i pokazałam u plakietkę. Weszłyśmy do środka i skierowałyśmy się na sale bez słowa. Przyglądała mi się. Miałam nadzieję, że mnie nie pozna, bo miałam włosy spięte w wysokiego koka. Po chwili ona stanęła.
- To ty! - krzyknęła oskarżycielsko.
- Proszę, nie osądzaj mnie. - powiedziałam, a jej twarz pałała gniewem.
- Ty puszczalska dziwko! Zaciągnęłaś mojego faceta do łóżka, umawiałaś się z nim, a teraz miałaś czelność zaprosić mnie do hali? Jesteś bezczelna i jeszcze bardzo młoda! Nie wiem jak można tak zrobić. - chciała już wybiec. Widziałam jej łzy w oczach. Sama je miałam, bo tak mnie zraniła słowami, ale musiałam pomóc Michałowi.
- Monika! - krzyknęłam i chwyciłam jej rękę. Popatrzyła mi w oczy. - Daj sobie wyjaśnić. - powiedziałam spokojnie. Stanęła przede mną. Nadal trzymałam jej rękę, bałam się, że mi ucieknie.
- Dlaczego to zrobiliście? Dlaczego tak mnie zraniliście? - zapytała patrząc w moje oczy. Kiedy widziałam, że łza spływa jej po policzku.
- Właśnie teraz ty ranisz Michała i siebie. Proszę, porozmawiajmy. - zaczęła kręcić głową i próbowała mi się wyrwać. - Myślisz, że dzwoniłabym do ciebie, żeby patrzeć na twoje łzy? - popatrzyła mi w oczy. - Nie jestem sadystką. - uspokoiła się.
- Czego chcesz? - zapytała oschle.
- Chce, żebyś najpierw mnie wysłuchała, a później Michała. - powiedziałam, a po sekundzie dodałam. - Proszę. - Patrzyła mi w oczy, ale widziałam, że biła się z myślami.
- Dobrze. - rzekła. Usiadłyśmy na ławce i opowiedziałam jej wszystko, ze szczegółami. A później o tym artykule w internecie, a także o tym jak Michał chciał, żebym mu pomogła w pogodzeniu się po kłótni. O tym, że bał się o ich związek.
- Jestem tylko jego przyjaciółką, nikim więcej. - powiedziałam w jej oczy. Kolejne łzy spływały o jej policzkach, na moich też można było dostrzec ich ślad.
- Wierze ci. - powiedziała co bardzo mnie zaskoczyło. Chwyciłam jej rękę i znowu się popłakałyśmy, a później Monika się zaśmiała.
- Co jest? - zapytałam.
- Dziwnie to musi wyglądać, jak dwie baby siedzą i beczą. - i ponownie obie się roześmiałyśmy. Po chwili znowu byłyśmy poważne.
- Chodź, ktoś musi cię zobaczyć. - pociągnęłam ją za rękę.
Kiedy zbliżałyśmy się do drzwi usłyszałam, że chłopaki odbijają piłkę. Świetnie, jeszcze dzisiaj wyleją mnie z roboty, ale czego się nie robi dla przyjaciół. Podbiegł do mnie mój wujek.
- Gdzieś ty była? Co ty sobie wyobrażasz? Jest już pół godziny treningu! Andrea strasznie się wkurzył! Co ty sobie myślałaś znikając? - i wtedy zauważył Monikę. Lekki zdziwko wkradło się na jego twarz. - Cześć Monika. Co ty tu robisz? - nie zdążyła odpowiedzieć na jego pytanie, bo z parkietu rozległ się krzyk Kubiaka:
- Monia! - szybko do nas podbiegł. Ona się nie odezwała tylko z miną poker face patrzyła na niego. - Monia to wszystko nie tak, ja ci to wyjaśnię. - przyłożyła mu palec do ust. Była cisza.
- Idź powiedz, żeby nie przerywali treningu, że Michał zaraz wróci. - powiedziałam do Ignaczaka, on podbiegł do trenera, a ja do Zbyszka.
- O co chodzi? - zapytał widząc mnie.
- Gdzie masz torebeczkę od jubilera? - zapytałam.
- W szatni.
- To leć szybko, ja zagadam Andreę. - powiedziałam, a jego już nie było. Wytłumaczyłam trenerowi moją nieobecność i sytuacje Kubiaka, powiedział, że później porozmawiamy. No tak, koniec mojej kariery. W tym czasie Zbyszek wrócił z małą torebką. - Dzięki. - szepnęłam i podeszłam do pary, która sobie właśnie całą sytuacje wyjaśniała. Nietakt przerywać, ale...
- Nie dziwie się, że jest twoją przyjaciółką, też ją polubiłam... - usłyszałam głos Moni, kiedy byłam blisko. Michał usłyszał moje kroki i odwrócił się z nikłym uśmiechem.
- Poznajcie się oficjalnie. Monia, Ala. Ala, Monia. - podałyśmy sobie ręce.
- Michał, zapomniałeś. - powiedziałam i podałam mu torebeczkę. - Już się zmywam. - i odeszłam. Przed oczami miałam tylko moją rozmowę z Andreą. Czułam, że nie mam już pracy, ani dachu nad głową...

~*~

Trening skończył się. Za niedługo moja chwila prawdy. Ale najważniejsze, że Michał i Monia się pogodzili. Już nie liczy się czy wylecę czy nie. Potrafię poświęcić moje dobro za przyjaciół. Nigdy nie przypuszczałam, że przeżyję taką historię, że poznam kolegów mojego wujka, a jednocześnie moich idoli. Teraz tylko podeszłam do Anastasi'ego.
- Coach. I know it was wrong, but friends are the most important in my life. I'm sorry, Coach. - opuściłam głowe po moim wytłumaczeniu. Trener zaczął mówić coś po włosku. Nic nie rozumiałam, a mówił bardzo szybko.
- Ja przetłumaczę. - powiedział mój wujek pojawiając się ni z tego ni z owego. - On mówi, że dla niego liczy się lojalność wobec osób, z którymi się współpracuje. - wyjaśnił słowa trenera. Zaczęłam się czerwienić ze wstydu i z bezradności, a moja głowa jeszcze niżej się znalazła. Trener nadal coś mówił. - Mówi, że zaimponowałaś mu swoim charakterem, że postanowiłaś tyle zrobić dla przyjaciół. Mogłaś stracić nawet tak dobrą pracę jak ta. - kontynuował.
- Look at me. - zwrócił się do mnie Andrea. - I think you're the best friend ever and I'm glad you're help Kubiak and his girlfriend. You can be ballsgiver and team psychologist. I'll be happy. - To co usłyszałam zdziwiło mnie bardzo. Tylko jak ja bym miała być psychologiem. Nie mam kwalifikacji.
- But I'm not a psychologist. - zaparłam się. Trener uśmiechnął się.
- I'm not thinking about "real psychologist". Can you talking with them when they have problems? - zapytał. Pokiwałam głową bez zastanowienia. Jak mogłabym nie pomóc swoim idolom?
- Yes, I can. - powiedziałam, a Andrea się uśmiechnął. - Coach, I'm sorry. - kolejny raz przeprosiłam, a on machnął ręką i oddalił się do reszty drużyny. Zostałam z wujkiem, który stał tak samo zdziwiony jak ja. - Nie wierzę. - powiedziałam do niego, a on uściskał mnie.
- Wiesz Ala, już myślałem, że cie wyleje. - powiedział szczerze.
- Ja też. - odetchnęłam z ulgą. Po sekundzie rozległo się wołanie i wybuch radości. - Ocho. - zdążyłam powiedzieć, bo ktoś mnie wziął na ręce i zaczął kręcić.
- Nasza pani psycholog! - krzyczał. Poznałam ten wesoły głos. Roześmiałam się.
- Wrona, puść mnie, bo nabawisz się kontuzji! - krzyknęłam. Grzecznie położył mnie na parkiecie.
- Ale mam pierwszy sesje u ciebie. - puścił mi oczko.
- Jesteś niemożliwy. - zaśmiałam się, a teraz zwróciłam do reszty. - Coś was trapi, coś was męczy i dręczy zapraszam do mnie. Chyba odróżnicie mnie od reszty. Żebyście do odpowiedniego Ignaczaka przyszli. - pojedyncze osoby się zaśmiały, a reszta się uśmiechnęła. - Nie będę nic wyciagać na siłę. Jak potrzebujecie ramienia do wypłakania, czy tylko posiedzenia w ciszy to chyba moja nowa funkcja. - uśmiechnęłam się i odwróciłam do wyjścia.
- Zamawiam ciebie jako pierwszy. - pojawił się obok mnie Fabian. Zaskoczona spojrzałam na jego przesiloną bólem twarz. Kiwnęłam na zgodę głową. - Dziękuję.
- Idźcie do szatni, zaczekam w autokarze. - powiedziałam. Zajęłam miejsce na tyle autokaru. Po chwili pojawili się siatkarze. W spokoju i bez zgrzytów dojechaliśmy do hotelu. Tym razem zajęliśmy czwarte piętro. Pokój numer 401 należał do mnie. Jedynka, kolejny raz. Miałam tym razem tylko z jednej strony sąsiadów. Wronke i Fabiana. Chłopaki odsapnęli po treningu i trzeba było się zebrać na mecz. Postanowiłam poszukać mojego wujka, bo on w końcu miał zająć miejscówke obok mnie. Wpadłam do pokoju 404.
- Czeeeść psycholożko. - przywitał się Bartman, który paradował bez koszulki w samych spodenkach reprezentacyjnych.
- Eee... sorry. - zasłoniłam teatralnie oczy. Już po sekndzie poczułam jego dłoń odsłaniającą widok na świat.
- Zachowujmy sie jak dorośli. - błysnął zębami. - Popatrz na najlepszą klate w reprezentacji.
- Pff! Bartman - Narcyz. - podsumowałam i już miałam wychodzić, kiedy się odwróciłam. - Gdzie mieszka mój kochany wujek? - zapytałam atakującego.
- A co będę miał za informację?
- Kopa w dupe na szczęście. - pokazałam mu język. - To gdzie go znajdę?
- Pokój 409. - odparł ubierając koszulke z numerkiem 9. Wyszłam już na korytarz, a ten mnie dogonił. - Kopa proszę. - odwrócił się tyłem. Podniosłam wysoko nogę i lekko kopnęłam.
- Powodzenia Batman! - krzyknęłam w jego stronę gdy już sie oddalałam i usłyszałam tylko ciche "Małpa".

~*~

Spojrzałam w stronę Kubiaka, którego przytulała Monika. No cóż jak się ma miłość swojego życia u boku może łatwiej znosi się porażki? Tak, kolejny raz przegraliśmy z Brazylią. Widziałam jak siedzą teraz na tym parkiecie, a Atlas Arena pustoszeje. Nie miałam serca tak na nich patrzeć. Podeszłam do "stołeczków" dla sztabu. Kolejny raz byłam w strefie VIP razem z Jaroszem i wujkiem. Na krzesełkach siedział Wrona i Mozdżonek. Usiadłam obok niższego środkowego. Ciszę przerwał Andrzej.
- Moge mieć do ciebie prośbę? - popatrzył smutnymi oczami. Kiwnęłam głową. - Przytulisz mnie? - Co miałam zrobić? Przytuliłam, bo wiedziałam, że są załamani. Nie tak wyobrażali sobie początek Ligi Światowej 2013. Dwie przegrane z Brazylią nie są łatwe do przetrawienia. Wtulił się we mnie jakbym to ja była wyższa od niego. Nie był dzisiaj na boisku, ale to jednak drużyna. Każdy to przeżywa. W końcu się oderwał. - Dzięki. - szepnął.
- Nie ma za co Wronek. - uśmiechnął się na to zdrobnienie. Podeszłam do reszty drużyny na parkiecie i zaczęłam się z nimi rozciągać (tym razem miałam dres). Powitali mnie z niemrawym uśmiechem. Że w ogóle wiedzieli po tym spotkaniu jak unieść kąciki ust do góry. Byłam z nich dumna. Cisza w autokarze po meczu tylko pogarszała ich stan. Zatopieni w myślach. Nie dałam tak rady. Miałam ich podnosić na duchu? No to dawaj.
- Wujek, masz bomboxa? - zapytałam.
- Nikt nie będzie chciał niczego słuchać. - powiedział.
- Już moja w tym głowa. - odparłam i uśmiechnęłam się. Podał mi sprzęt. Rozłożyłam się na tyłach. Nie mam pojęcia co mnie podkusiło żeby wziąć akurat tę płytę. Było na niej coś odpowiedniego. Chwila i z głośników poleciała muzyka.

Głos kraju mataczy - to my Polacy
Głos kraju bez pracy - to my Polacy
Tu żyjąc walczysz - to my Polacy
Wiesz co to znaczy - to my Polacy
Bez wódki grymasy - to my Polacy
Stale bez kasy - to my Polacy
Wieczne cwaniaki - to my Polacy
Wiesz co to znaczy - to my Polacy 

Chodziłam po całym autokarze i ściągałam słuchawki z uszu siatkarzy. Słyszałam przekleństwa od niektórych, ale miałam swój plan.
- TO MY POLACY! - krzyknęłam. Chyba się ożywili, bo później niektórzy zaczęli ze mną śpiewać.

Teraz powtarzajcie dzieci to dla Was nowy wierszyk
Żaden madafaka nie podskoczy do Polaka !

Atmosfera się polepszyła się diametralnie i po całym autokarze rozniosła się piosenka 52 Dębiec. Choćby nie znali słów wszyscy krzyczeli "To my Polacy"! Nawet Pit się dołączył. Dobra zaczęłam wierzyć, że nie jest cichy.
Czas na zmianę repertuaru. Dobrze, że miałam tu tylko żywiołowe kawałki. Po sekundzie już cały autokar śpiewał. Byłam z siebie dumna, że poprawiłam choć trochę ich humory. Wchodząc do holu hotelowego Kubiak z Bartmanem nadal śpiewali po nosem.
Boli mnie głowa i nie mogę spać...
Uśmiechnęłam się na ten widok. Ujrzałam też smutnego Fabiana. Podeszłam do niego. Próbował się uśmiechnąć kiedy mnie zobaczył, ale mu to nie wyszło.
- Jak chcesz to przyjdź, ale pewnie jesteś zmęczony. - Było już grubo po północy.
- Będę ci tylko przeszkadzał. - szepnął. Zrobiło mi się go szkoda.
- Przecież dobrze wiesz, że nie. - powiedziałam - 401, wbijaj kiedy chcesz. - poszłam do swojego pokoju, a on do swojego. Szybki prysznic, a później wrzuciłam na siebie hawajki i białą bokserkę. Czekając, aż się pojawi. Zasnęłam.


*
Dobra wiadomość? Jest rozdział. Zła wiadomość? Zaczynam odczuwać braki weny i motywacji do pisania...
Irish Girl

sobota, 19 października 2013

7. Doradca.

Usłyszałam budzik. Miałam ochotę rzucić nim w ścianę, ale powstrzymałam się wiedząc, że to mój telefon. Podniosłam się. Świadomość, że jest dopiero szósta przygnębia. Poszłam do łazienki i po szybkiej porannej toalecie wróciłam na łóżko. Spojrzałam na mój plecak. Mało w nim rzeczy. Postawiłam na wczorajsze rurki, bokserkę i bluzę zapinaną na zamek. Włosów nie wiązałam, bo "w rozpuszczonych mi lepiej". Pomalowałam rzęsy. Stwierdziłam, że trzeba się spakować. Gdy już wszystko wrzuciłam do plecaka, zapięłam go porządnie, aby nic nie wypadło. Na nogi założyłam trampki. Wypadałoby wpaść do domu po jakieś rzeczy. I zrobić pranie. Śniadanie od 6:30, o 7:30 chłopaki mają rozruch w parku do 8:30, a o 9:30 wyjeżdżamy spod hotelu w stronę Łodzi. Może zdążę obskoczyć mieszkanie po jakiś większy zapas ciuchów. No nie tak, żebym od razu brała walizkę, ale torba sportowa leży pod łóżkiem. Wyskoczyłam z pokoju i poszłam do restauracji. Tak jak się spodziewałam trenerzy już siedzieli przy stoliku. Podeszłam i zapytałam czy mogłabym się urwać z rozruchu, bo potrzebuję większej ilości ubrań. Oboje przyjęli moją propozycje pozytywnie. Więc mam niecałe dwie godziny na obrócenie tam i z powrotem. Wystarczy mi godzina. Matki nie powinno być. Nie będę miała nieprzyjemności. W soboty o tej porze robi zakupy. Poprosiłam w okienku o jajecznicę bez ostrych dodatków i usiadłam przy stoliku, tym samym co wczoraj. Siedziałam samotnie dopóki nie dosiadł się do mnie Fabian.
- Cześć. - uśmiechnęłam się do niego. - Nie możesz spać?
- Jakoś tak nie bardzo mogłem tej nocy spać. - powiedział i próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko jakiś grymas. Widziałam, że go coś gryzie. Nie chciałam go wypytywać. Wiedziałam, że wtedy ludzie jeszcze bardziej się zamykają w sobie.
- Odegracie się jutro na tych Brazylijczykach. - próbowałam odciągnąć go od złych myśli i chyba się udało, bo się uśmiechnął.
- To prawda, że kręcisz z Rezende? - zapytał, a mnie zatkało. Nie no szczyt bezczelności. Ciekawe który takie plotki opowiadał na mój temat.
- Nie! - gwałtownie zaprzeczyłam. - Kto ci nagadał takich głupot? - syknęłam wściekła.
- Sam zainteresowany rozpowiada, że jesteś super, hot laską, co się zgadza. - zarumieniłam się. - Ale mówi też, że się z nim umawiasz i jesteście na dobrej drodze do bycia parą. - widząc moją mine Drzyzga się roześmiał.
- Siemanko. - To Zbyszek z Michałem pojawili się przy naszym stoliku i się dosiedli.
- O czym gadacie? - zapytał Kubiak.
- O Ali i Rezende. - Powiedział Fabian. - Taka szczęśliwa para.
- Zajebie skurwiela. - syknęłam, a panowie się oburzyli, że przeklinam. No trochę niestosowne, ale we mnie aż się gotowało.
- A tak à propos to w sieci jest sporo waszych zdjęć. Co prawda tylko dwa ujęcia, ale obiegły już chyba cały siatkarski świat. - powiedział ZB9 kolejny raz gryząc bułkę.
- Zostałaś okrzyknięta nową, cytuję, "królową brazylijskiego rozgrywającego". - powiadomił mnie Kubiak.
- Zabiję, zakopie, odkopie, wykastruje, jeszcze raz zabije i zakopie. - powiedziałam wściekle i włożyłam widelec do jajecznicy. Nie będę już tego jadła. Odstawiłam do okienka.
- Gdzie idziesz? - zapytał Fabian.
- Ochłonąć. - odparłam. - Aaa... I nie będzie mnie na rozruchu. Później wam wytłumaczę. -Wskoczyłam do pokoju po klucze do mieszkania i telefon i wyszłam z hotelu kierując się w stronę mojego byłego domu.
~*~
Obyło się bez zgrzytów. Tak jak sądziłam matki nie było w domu. Szybko spakowałam się i wyszłam zostawiając opustoszałe i znajome mieszkanie. Nie mogłam uwierzyć, że dokładnie przedwczoraj stąd uciekałam i tak ucieczka się udała. Byłabym w hotelu dużo wcześniej, ale potrzeba zakupów zaciągnęła mnie do pobliskiego centrum handlowego. Kupiłam sobie kolejną bluzę i sweterek. Kiedy wróciłam do hotelu była dokładnie 8:45, więc chłopcy prawdopodobnie byli na drugim śniadaniu, albo w swoich pokojach. Wrzuciłam torbę z ciuchami i ponownie zamknęłam pokój kierując się do sąsiadów obok. Zapukałam i usłyszałam "proszę" zza drzwi. Trzeba powiedzieć, że pokoje 'dwójki' były zdecydowanie większe. Kiedy przeszłam przez korytarzyk weszłam do części głównej. Dwa duże łóżka, dwie szafki nocne, telewizor, stolik, dwa krzesła i mnóstwo przestrzeni między nimi. Cały wygląd pokoju byłby wręcz idealny gdyby nie małe mankamenty. Wszędzie były ciuchy lub buty Zbyszka i Michała. Na jednym z łóżek leżał rozwalony Dzik.
- O cześć. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - powiedział i wyłączył swoją MP4. Chyba przerwałam mu w seansie muzycznym.
- Tak jakoś wpadłam. - wzruszyłam ramionami i usiadłam na łóżku pod ścianą. Należącym jak szło się domyślić do atakującego.
- Gdzie cię wywiało po śniadaniu? Mam nadzieję, że nie obiłaś mordki Rezende? Jak on by się pokazał na meczu w Łodzi. - zachichotał.
- Niby jak miałabym mu obić mordę? Gdzie miałabym go spotkać? - nie miałam pojęcia o co chodzi przyjmującemu.
- Mogłaś go spotkać: na korytarzu hotelowym, w holu hotelowym, w restauracji, na parkingu hotelowym, przed hotelem, a najprędzej na piętrze wyżej. - wyliczył. Oczy miałam jak pięciozłotówki ze zdziwienia.
- Oni są w tym samym hotelu? Żartujesz. - stwierdziłam, a on pokręcił przecząco głową.
- Całe trzecie piętro zajmują. Kanarinios. - wzruszył ramionami. - A wracając. Gdzie byłaś?
- W domu po jakieś ciuchy. W końcu jedziemy do Łodzi, a ubrania "reprezentacyjne" jeszcze nie dotarły. Zahaczyłam jeszcze o centrum handlowe. - powiedziałam, a ten się roześmiał.
- Jak to baby. Każdy pretekst dobry na zakupy. - zaczął się naśmiewać.
- Kubiak! - krzyknęłam i w tym momencie oberwał poduszką Zbyszka. Niestety nie skończyło się na jednym rzucie. Po chwili prałam się z Kubiakiem poduszkami, śmiejąc się wniebogłosy. Niefortunnie oceniłam odległość łóżek od siebie i wylądowałam na podłodze.
- Ala, nic ci nie jest? - nade mną pojawił się Kubiak z zatroskaną miną. Na co ja podkosiłam mu nogi uderzając je poduszką, a on wylądował obok mnie. Roześmialiśmy się oboje.
- Nie za wesoło wam tutaj? - to Zbyszek pojawił się w pokoju. Zamiast przybrać poważną minę znowu się roześmialiśmy. - Jakbyście chcieli wiedzieć to wszędzie jest puch i pióra. - oznajmił Zbigniew. Rzeczywiście, wokół nas były wszędzie białe pióra z poduszek. Poczułam, że coś ciągnie mnie za włosy. Odwróciłam się w stronę Dzika. Wyciągał mi pióra z włosów, a później popatrzył mi w oczy i uśmiechnął się.
- Dobra ja się zwijam. - powiedziałam i zostawiłam ich samych z tym całym bałaganem. Kiedy otwierałam drzwi do mojego pokoju usłyszałam krzyk z pokoju przyjaciół. Głos należał do Bartmana, a krzyczał on nazwisko przyjaciela, który po chwili pojawił się obok mnie. - Zapomniałeś czegoś? - zapytałam Kubiaka, a on tylko patrzył w moje oczy.
- Muszę ci coś pokazać i  musisz mi pomóc. - powiedział z powagą w głosie. Zaprosiłam go do środka, a on wyciągnął telefon i zawzięcie czegoś szukał.
- To w czym mam ci pomóc? - zapytałam siadając obok niego na łóżku.
- Bo posłuchaj, zanim przyjechałem do Warszawy pokłóciłem się z Monią. Mamy tak zwane "ciche dni". Wczoraj mówiłem ci, że cały czas dzwoni. Cały czas dzwoni kiedy nie jesteśmy skłóceni, a teraz pisze mi tylko "Cześć" rano, a wieczorem "Dobranoc". Fajna konwersacja, nie? - zapytał patrząc na mnie. Nie bardzo wiedziałam co ma na myśli, a sytuacja była nieciekawa. - Mam nadzieję, że jeszcze nie widziała zdjęć. - powiedział z załamana miną.
- Jakich zdjęć? - zapytałam, a on milczał. - Kubiak! Jakich zdjęć?! - już piszczałam.
- Naszych. - popatrzył mi w oczy.
- Naszych? - zapiszczałam po raz kolejny. - Ale nie ma być o co zazdrosna. - stwierdziłam i wtedy on pokazał mi te zdjęcia z ciach. Byłam tam ja i Michał w parku, leżący na ziemi i śmiejący się. - O Boże. - wymsknęło mi się.
- To jest i tak lepsze. - pokazał mi kolejne, kiedy trzymał mnie na ramieniu i śmialiśmy się oboje.
- Nie powiesz mi... - nie dokończyłam, bo przerwał mi.
- Czyżby coś więcej łączyło Kubiaka z tą młodą dziewczyną? Zdjęcia wskazują, że bardzo dobrze się dogadują i bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie. Tylko co o tym sądzi obecna partnerka Michała Kubiaka - Monika?Co najciekawsze ta dziewczyna działa na dwa fronty. Nie zapominajmy o Bruno. Czy będzie bitwa między siatkarzami na boisku o tą dziewczynę? Czujemy, że dużo namiesza.  - przeczytał na głos fragment artykułu. Jak mogliśmy być tacy głupi. Te fora potrafią zniszczyć wszystko. Miłość, przyjaźń, dobre relacje i jeszcze zdołować człowieka.
- Michał, przepraszam. - powiedziałam do markotnego Kubiaka.
- Nie przepraszaj tylko pomóż mi wybrać prezent dla Moniki. Chcę ją przeprosić. Pokłóciliśmy się o głupotę, a te zdjęcia mogą zniszczyć wszystko. - powiedział.
- Wyślij jej kwiaty. Napisz na bileciku jak bardzo ją kochasz i przepraszasz. Szybko, przez internet. - pognałam z nim do jego pokoju. Wpadliśmy jak burza. Zbyszek jak nas zobaczył chyba chciał nas zaciągnąć do sprzątania, ale kiedy zobaczył nasze miny i uciszanie go od samego progu to tylko wzniósł oczy ku niebu. Po dwóch minutach zostały wysłane na podany przez Kubiaka adres.
- I co teraz? - zapytał Michał. Zaczęłam główkować. Mamy jeszcze dokładnie 35 minut do wyjazdu. Do najbliższego jubilera jest piętnaście minut drogi w jedną stronę.
- Dobra Zbyszek. Posprzątaj rzeczy Michała i zabierz je do holu na 9:30. Mój pokój jest otwarty i z łaski swojej zabierz też moje rzeczy. Błagam. - popatrzyłam na niego. Przytaknął. Zwróciłam się do Kubiaka. - Masz kartę kredytową? - pokiwał głową. - To teraz biegiem.
- Gdzie wy idziecie? - krzyknął za nami Zbyszek.
- Będziemy w holu o równej 9:30. - krzyknęłam w jego stronę. - Biegnij za mną Michał. - powiedziałam do podążającego przy mnie przyjmującego. Biegliśmy całą drogę, a po dziesięciu minutach byliśmy przed witryną sklepu. Opanowaliśmy oddech i weszliśmy. Obsługiwała nas miła pani ekspedientka, która oczywiście wzięła nas za parę... Kubiak miał do wyboru dwie bransoletki. Jedną srebrną z trzema serduszkami i dwoma motylkami, a drugą srebrną do wyboru z charmsami. Zawsze można było doczepić jakieś nowe. Kubiak nie mógł się zdecydować.
- Kubi tą z charmsami. Jeden z sercem, drugi z literką "M" jak Michał, a trzeci z literką "K" jak Kubiak. Tylko "M" i "K" muszą być obok siebie. - poinstruowałam ekspedientkę. Podziękowaliśmy i wypadliśmy ze sklepu. Mieliśmy pięć minut na dotarcie do hotelu. I jeszcze potykaliśmy się o przechodniów. Wpadliśmy do holu dwie minuty po czasie.
- Są! - krzyknął Zbyszek. - Mówiłem.
- Gratuluje Kubiak. - powiedziałam i poklepałam go po ramieniu sapiąc. Wszyscy udaliśmy się do autokaru, którym po przeliczeniu ruszyliśmy w stronę Łodzi.
Usiadłam z Bartmanem i zatopiłam się w muzyce, z resztą jak prawie wszyscy. Zasypiałam. Po jakichś piętnastu minutach ktoś mnie obudził, a ja niechętnie podniosłam się z ramienia Zbyszka. Ujrzałam twarz Michała Kubiaka nade mną.
- Co się stało? - wyjęłam słuchawki z uszu i zmartwiłam się. Miał zdenerwowaną i zmieszaną minę.
- Mamy problem.
*
Witam, dodaje rozdział jak co tydzień :) Nie musicie mi o nich przypominać, bo nigdy o Was nie zapomniałam. Moim priorytetem w sobotę jesteście Wy. Nawet nauka, która powinnam się zająć, schodzi na drugi plan. Czasami nawet zaniedbuje przyjaciół...
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał?
Niestety dla tych, którzy nie zaglądają na mojego ask'a może być rozczarowanie, bo Ala nie będzie z Andrzejem Wroną. Nie obraźcie się i nie wywierajcie na mnie presji odnośnie tego, bo i tak nie zmienię zdania :)
Czekam na Wasze komentarze i opinie dotyczące rozdziału i do zobaczenia w sobotę (26.10.13r.) :)
Całuje, Irish Girl

sobota, 12 października 2013

6. Wkurzający Kanarinios.

Nie ma jej. Nigdzie jej nie ma, ale przecież kiedy wracałam z całą obstawą z restauracji miałam ją. Przekopywałam cały pokój hotelowy szukając chyba najważniejszej na dzisiaj rzeczy. Z rozpaczy nawet zaczęłam przekopywać całą łazienkę. Niestety. Nie znalazłam, zrezygnowana padłam na łóżko i gapiłam się w sufit. Długo tak jednak nie trwałam. Do mojego pokoju wpadło dwóch... Nie trzech. Sorry... Czterech wysokich panów.
- Co ty jeszcze się wylegujesz? - to Kubiak podszedł i zaczął mnie łaskotać.
- Chyba zawarliśmy rozejm! - wydarłam się. Cisza. Oj, częściej muszę podnosić głos.
- Co się stało? - zapytał wujek. - Zaraz mamy trening. Jak się nie ruszymy. To Andrea powyrywa nam... Dobra nie ważne. Co jest? - zapytał po tym jak popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Nie mogę iść z wami na trening, bo mnie ochrona zatrzyma. Jak ja nie lubię ochrony. - syknęłam, a Bartman z Winiarskim się zaśmiali.
- Ale, że dlaczego miałaby cię zatrzymać? Przecież jesteś z nami. Pracujesz tu. - oświecił mnie Michał W.
- Ale gdzieś posiałam przepustkę. - powiedziałam, a oni popatrzyli na mnie jak na UFO. -Taki mały kartonik na sznurku bądź smyczy. - wytłumaczyłam. Zaczęli rozglądać się po moim pokoju. - Nawet nie próbujcie szukać, przekopałam nawet łazienkę. - Pochwyciłam pilot i włączyłam TV. Nawet nie wiem co tam leciało.
- Ekhem... - "kaszlnął" Bartman.
- Coś ci w gardle siadło Zbysiu? - zapytałam nie patrząc na atakującego.
- Sieroto, jak mogłaś zgubić przepustkę, która wisi u lampy? - pokazał palcem na oświetlenie. Ja pierdolę, ale kompromitacja...
- Eee.. Dobra wypad z mojego pokoju. - oczywiście nie posłuchali i znowu musiałam się kompromitować próbując ściągnąć to małe, ważne coś. Skakałam jak kangur, ale żaden mi nie pomógł. Odwróciłam się w ich stronę. Każdy czekał tylko na imię jednego z nich. - Wujku... Pomożesz? - Wyciągnął rękę i szybko ściągnął moją przepustkę.
- Proszę, a teraz ruszaj się, bo za niedługo nie będziesz miała tej pracy. - powiedział. Zamknęłam za nami drzwi do pokoju, który wpakowałam do kieszeni spodni. Nie przebrałam się, bo to nie miało sensu, do hotelu wracaliśmy tylko praktycznie na posiłek i żeby chłopaki mogły się zregenerować. Dobra mogłam ubrać spodnie od dresu, ale lepiej czułam się w rurkach. Dobra, nie czułam się lepiej, ale lepiej wyglądałam. A my mieliśmy się minąć z Brazylijczykami po treningu. Chłopaki i rozgrzewka. Tylko pięćdziesiąt okrążeń, Ja nie miałam sposobnego stroju do biegania, bo inaczej biegałabym razem z nimi, a później właściwy trening. Podawałam im te piłki, wycierałam boisko, sędziowałam mini meczyk, oceniałam ich zagrywki i przyjęcia, a nawet pozwolili mi kilka razy zaserwować. Trzy razy poszło w siatkę. Zaśmiał się tylko Bartman za co oberwał piłką w bark. Kiedy poszli się odświeżyć i przebrać, ja siedziałam sobie na miejscu trenerskim i robiłam zdjęcie pustemu Torwarowi, aby dodać na fejsa. Nagle większość znajomych przypomniała sobie, ze istnieje. Za sobą usłyszałam chrząknięcie. Ujrzałam Brazylijską drużyne na parkiecie, a za sobą sztab szkoleniowy Brazylii.
- I'm sorry... - wyszeptałam i szybko chciałam wyjść z sali, kiedy zatrzymał mnie jakiś wysoki mężczyzna. Siatkarz. Brazylijski. Z numerem jeden. Bruno Rezende. Uśmiechnęłam się i chciałam go wyminąć. On powiedział coś w niezrozumiałym języku. Prawdopodobnie ojczystym.
- I remember you. -powiedział. - I'm Bruno.
- I'm Alicja. - powiedziałam speszona modląc się żeby sobie o mnie przypomnieli. - I must go.
- Will I meet you, again? - uśmiechnął się do mnie.
- You will see me again. I promise. - powiedziałam. Oczywiście, że się z nim nie umawiałam. Sorry, ale był trochę za stary. Powiedziałam tylko, że jeszcze mnie zobaczy. To nic złego.
- O czym rozmawiałaś z Rezende? - zapytał mnie ktoś. Prawie zawału dostałam.
- Wrona! Nie strasz ludzi. - chwyciłam się za serce. - Zapamiętał mnie wczoraj jak mu piłkę podałam i chyba chciał się ze mną umówić. - Wrona się skrzywił. - Ale nie martw się. On jest dla mnie troszeczkę za stary. - roześmiałam się.
-A ja? Jestem za stary według ciebie? - popatrzył na mnie z miną zbitego psa.
- Tak, dziadku. - uśmiechnęłam się. Andrzej strzelił przysłowiowego focha. - Chodź już. - pociągnęłam go za ramię. Nie wiem czy dałoby się takiego wielkoluda pociągnąć, ale nie opierał się.
Okazało się, że cała reszta zapomniała o mnie. Nawet mój wujek. Później wykręcał się, że wiedział o tym, że Andrzej po mnie poszedł i nie chciał się wtrącać. Kiedy popatrzyłam na niego z miną "WTF" przyznał się, że zapomniał o całym świecie. Tak to jest jak zmęczeni faceci po treningu. Marzą tylko o łóżku i o tym, że nie ma pobudki po godzinie odpoczynku. Teraz siedziałam na widowni w strefie VIP i czekałam na rozpoczęcie meczu. Obok mnie siedział mój wujek. Niestety Bruno chyba wziął sobie moją obietnice do serca, bo kiedy odnalazł mnie wzrokiem zaczął do mnie machać i mrugać. Miałam ochote zapaść się pod ziemię.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał w pewnym momencie Krzysztof Ignaczak, prywatnie mój wujek i opiekun.
- Nie ma żadnej ważnej sprawy, o której powinnam cię powiadomić. - odparłam spokojnie i patrzyłam w stronę naszych spoconych i gotowych do walki siatkarzy. Moją uwagę przykuł Fabian, który siedział na ławce i patrzył na swoje buty. Reszta się rozgrzewała. Wygladał na podłamanego.
- O czym tak myślisz? - zagadnął libero. Popatrzyłam w jego niebieskie oczy.
- Nie uważasz, że Fabian dziwnie się zachowuje? Taki troche przybity. - wyraziłam swoją opinię.
- Z tego co wiem to coś z jego dziewczyną, ale nie pytaj o nic więcej. Nie mam pojęcia co jest. - spojrzał na mnie jakbym miała zalać go lawiną pytań. Kolejny raz popatrzyłam na załamanego Fabiana i on popatrzył w moją stronę. Uśmiechnęłam się szczerze i pokazałam mu uniesiony kciuk do góry. Gdy to zobaczył uśmiechnął się i poszedł na rozgrzewkę. O 17:55 nastał pierwszy gwizdek. Dwie godziny i piętnaście minut później ostatni. Po czterech setach schodzimy z boiska jako przegrani. Każda porażka boli. Z Kanarinios boli równie mocno co z Rosją, i równie mocno co z Australią. Nie! Nie powinnam wspominać takich rzeczy. Muszę ich pocieszyć.
Kiedy Torwar w końcu zaczął pustoszeć poszłam do chłopaków którzy kończyli się rozciągać na parkiecie. Pierwszy podszedł Kubiak. Przytuliłam go i nic nie mówiłam, później Zbyszek, a później Wrona. Usiadłam na parkiecie pomiedzy Zatim, który latał po boisku i bronił równie dobrze jak mój wujek, a pomiędzy Winiarskim. Taka dziwna była ta cisza. Wiedzieli, że w niedzielę muszą się odkuć. Kiedy schodzili z parkietu do szatni stwierdziłam, że pójde z nimi i poczekam w korytarzu. Zmęczeni wszyscy. Dzisiaj jeszcze ich czekało długie spotkanie z trenerem. 'Ciebie też' oświecił mnie Zatorski, kiedy po raz dziesiąty wyrażałam opinie, że żal mi ich i tego spotkania z Anastasim. Zejdzie nam pewnie do dziesiątej. Nie narzekać na nową pracę - mówiłam sobie w duchu.
Usiadłam sobie na kafelkach, założyłam słuchawki do uszu i włączyłam "Radioactive". Jakoś podeszła mi ta piosenka. Fajnie żyć ze świadomościa, że słuchałam tej piosenki przed premierą 'Assasin 3', po której stało się to popularne. Zatopiłam sie w muzyce. Wiedziałam, że zejdzie im troche zanim wyjdą z szatni. Nikomu nie chciało się ruszać na kazanie do Andrei. Nawet nie usłyszałam, ze ktoś przyszedł i usiadł obok mnie. Dopiero gdy chwycił moją rękę, którą błyskawicznie wyrwałam i popatrzyłam na intruza.
- Hello. - powiedział i uśmiechnął się. Rezende.
- Hi. What are you doing here? Where is your team? - zapytałam. Mam nadzieje, że niedługo ktoś mnie wybawi.
- My team? In a hotel. - znowu się uśmiechnął. Chyba miałam go dość zanim go poznałam.
- And you?
- I see you alone, so I think we can talk. Can't we? - powiedział. Nie, nie możemy pogadać! Tak bardzo chciałam to wykrzyczeć.
- I'm waiting for MY team. - podkreśliłam 'my', a w tym momencie z szatni wyszedł Wrona. Moja deska ratuknu. - Andrzej! - krzyknęłam i szybko wstałam. Rzuciłam mu się na szyje. Jego zdziwiona mina nie do opisania, ale cóż. Musiał mi pomóc. - On się nie chce odczepić. Pomóż. - szepnęłam.
- Hej Skarbie. - powiedział Wrona i pocałował mnie w policzek, a później oplótł ramieniem. Wczuł się chłopak nie powiem. - Rezende. - powiedział w stronę Brazylijczyka.
- Wrona. - Bruno skaleczył nazwisko środkowego i odszedł. Odetchnęłam i wyplątałam się z objęć Andrzeja.
- Dzięki. Jesteś moim dłużnikiem. - powiedziałam znowu siadając na podłodze.
- To już nie jestem dziadkiem? - zapytał. Roześmialismy się. Co ja bym zrobiła gdyby akurat Wronce nie chciało się wyjść z szatni?
- A tak w ogóle to dlaczego tylko ty wyszedłeś z tej szatni? Gdzie reszta? - spojrzałam w jego przyjazne i wesołe oczy.
- Powiedzieli żebym cię poszukał. Nie pytaj dlaczego ja. Oni twierdzą, że dobrze się dogadujemy. - zrobił niezidentyfikowaną minę.
- A nie dogadujemy się? - zapytałam środkowego.
- Szczególnie jakoś tego nie zauważyłem. Wiesz jesteś fajną dziewczyną. Nie tak jak twoje rówieśniczki. Hot szesnastki. - skrzywił się, a ja się zaśmiałam.
- Nie wszystkie są takie, uwierz mi. Są też fani, prawdziwi. Którzy patrzą na to jak grasz, jak się zachowujesz po wygranej i po przegranej. Liczy się dla nich twój charakter, serce do walki i sama walka. Prawdziwi fani kochają drużynę, której kibicują, ale szanują pozostałe drużyny. Wiadomo... Czasami są zgrzyty między fanami, ale kiedy nadchodzi reprezentacja, oni się jednoczą. Nie traktują siatkarzy jak ciacho do schrupania. - wyszczerzyłam sie, a Andrzej się zaśmiał. - Traktują ich jak rodzinę. Brata, ojca czy wujka. Ja mam to szczęście, że Ignaczak jest moim wujkiem. Wiem też, że bardzo dużo ludzi szanuje mojego wujka. Andrzej ty się dopiero pojawiasz jako gwiazda. - spojrzałam w jego oczy. - Rób tak, żeby postrzegali cię jako siatkarza, a nie gwiazdkę czy ciasteczko. Rób wszystko, żeby cię szanowali i cenili. - skończyłam patrząc w oczy środkowego, a on się uśmiechał. Nagle mnie przytulił.
- Dzięki hot szesnastko. Zapamiętam twoje słowa. - powiedział i poczochrał mi włosy rozwalając przy tym mojego warkocza.
- Wrona! Moje włosy! - wycedziłam przez zęby. Całego warkocza mi rozwalił. Odwiazałam malutką gumkę i rozpuściłam włosy, żeby ponownie ja związać. Zabrał moja gumeczkę i rozerwał ją. - Wrona co ty zrobiłeś?
- W rozpuszczonych ci lepiej. - powiedział. Musiałam mu uwierzyć na słowo, bo nie miałam drugiej gumki. Przeczesałam je palcami.
- Jak będe je miała splątane to nie wiem co ci zrobie. - pogroziłam mu palcem. W tej chwili z szatni zaczęła wychodzić cała drużyna. Jak zobaczyli, że siedzę sobie z Wronką na podłodze mieli takie miny... No po prostu leżeliśmy ze śmiechu. Andrzej pomógł mi wstać.
- Co się tak zasiedzieliście? O czym rozmawialiście? - dopytywał się mój wujek, kiedy szłam obok niego i Kubiaka. Wronka został gdzieś z tyłu.
- Rozmawialiśmy głównie o siatkówce. Całe szczęście, że wyszedł, bo myślałam, że Bruno mnie zje. - roześmiałam się widząc minę wujka. No totalnie się o mnie martwił.
- Bruno? - podniósł jedną brew do góry.
- Bruno? - usłyszałam z drugiej strony. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Kubiaka, który również podniósł jedną brew.
- Rezende? Uczepił się chłopak jak rzep psiego ogona. No co ja poradzę. Ale chyba teraz da sobie spokój. - machnęłam ręką.
- Niby czemu? - dopytywał się Michał. Wzniosłam oczy ku niebu.
- Bo chyba myśli, że jestem dziewczyną Wrony. - powiedziałam. Ignaczak zaczerpnął głośno powietrza.
- A ma powody żeby myśleć? - wujek się martwił? Nie miał powodu. Dam sobie jakoś radę, dopóki te wielkoludy mnie otaczają.
- I co cię łączy z Wroną? - Kubiak też się martwił? No tak, zapisałam go do listy przyjaciół.
- No zrobiłam tak, żeby myślał, że jestem z Wronką, ale nie jestem! Jest tylko moim kolegą. - powiedziałam. W tym momencie pojawił się Andrzej, wepchnął się między mnie, a Kubiaka i objął ramieniem.
- Wołałaś mnie kochanie? - zapytał. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Kubiak się zatrzymał, a wujek chyba się zdenerwował.
- "Kochanie"? Mówiłam już, że jesteś za stary. - pokazałam mu język. Ignaczak i Kubiak patrzyli na nas z niedowierzaniem. Pokręciłam głową. - Nie widzicie, że on się z was nabija. - Roześmialiśmy się razem z Wroną. - No wujku. Unieś te kąciki ust do góry. - zrobił o co prosiłam. - To się nazywa uśmiech. - powiedziałam i objęłam libero w pasie.
- Martwię się o ciebie Ala. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
- Wiem. - powiedziałam. - Ty jedyny. - szepnęłam tak, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć. Dobry humor się ulotnił. Pojawiło się zmęczenie na twarzach chłopaków, a na mojej smutek. Tylko wujek zauważył, że coś jest ze mną nie tak. Sztucznie się uśmiechnęłam, a on ponownie mnie objął i przytulił. W sali konferencyjnej zajęliśmy miejsca i słuchalismy co Andrea ma do powiedzenia. Fajnie się słuchało jak mówi po angielsku przeplatając włoskimi słowami. Mało co z tego rozumiałam, a moi towarzysze chyba też. Andrea wypuścił nas po 21. Zawinęłam do pokoju żegnając się z reprezentantami. Wskoczyłam pod prysznic, szybko przebrałam się w piżame i zasnęłam w suchym łóżku.

 *
Pierwszy długi weekend, a jaki byłby on bez rozdziału. Hahaha :D Dowartościowuje się ;)
Oceńcie ten rozdział według waszych kryteriów i czekam na komentarze pod tym postem.
Przesyłam gorące uściski, Irish Girl 

sobota, 5 października 2013

5. Gorąco.

Obudziłam się o 6:30. Zobaczyłam, że miejsce obok mnie na łóżku jest wolne. Podniosłam się i zobaczyłam, że wujek leży na podłodze. Zaczęłam chichotać, ale musiałam się opanować, żeby ich nie obudzić. O 7:30 mieliśmy mieć śniadanie w hotelowej restauracji, więc za chwilkę powinni wstawać.
Po cichutku zeszłam z łóżka i wróciłam do mojego pokoju. Poukładałam na łóżku pościel i poszłam wziąć szybki prysznic, żeby tylko opłukać się "ze snu". Dzisiaj miałam być z reprezentacją incognito na widowni. Co prawda na miejscach vip, ale jednak na widowni. Wskoczyłam więc w czarne rurki, koszulę i zwykłe, wysokie, czarne trampki. Nie lubiłam wydawać pieniędzy bez sensu. Wolałam zwykłe trampki niż "wypasione" conversy. Musiałam jeszcze zrobić coś z moimi włosami, bo przez tych wielkoludów nie ułożyły się tak jak miały wyglądać. Postawiłam na tradycyjnego warkocza na bok. Nim się obejrzałam już była 7:10. Pochwyciłam tusz do rzęs, żeby tylko lekko wydłużyć je, a w tym momencie mój telefon dał znać, że ktoś do mnie dzwoni. Nie znałam takiego numeru.
- Halo. - odebrałam.
- Dzień dobry pani ballsgiver. - poznałam, że mówi to Bartosz Kurek.
- Dzień dobry. - odparłam. - Dlaczego pan do mnie dzwoni i skąd pan ma mój numer?
- Wczoraj zdążyłem z twojego telefonu zadzwonić do siebie i stąd go mam. - odrzekł.
- Aha, to wszystko wyjaśnia. - powiedziałam. Oni to nieźli kombinatorzy.
- Śniadanie za 20 minut i proponuje się na obstawę do restauracji. - poczułam, że uśmiecha się przez słuchawkę. Też się uśmiechnęłam.
- Dobrze. To zapraszam do pokoju 209. - powiedziałam i rozłączyłam się zanim usłyszałam odpowiedź. Weszłam do łazienki z tuszem w ręce i zaczęłam się malować, kiedy skończyłam lewe oko ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam Michała K.
- Cześć. - uśmiechnął się. - Już sucha?
- Cześć. - zostawiłam drzwi otwarte i weszłam do łazienki, aby dokończyć makijaż.
- Ej no o co chodzi? - zapytał pojawiając się w drzwiach łazienki.
- O nic Kubiak, o nic. - powiedziałam kończąc prawe oko.
- Dobra. - chyba odpuścił sobie wyciągnięcie ze mnie o co jestem zła. - Nie wiem co jest, ale proponuje ci obstawę do restauracji. Co ty na to? - uśmiechnął się. O jak miło było go zgasić.
- Niestety czekam już na kogoś. - uśmiechnęłam się i w tym momencie zapukał Kuraś, któremu otworzyłam drzwi.
- Hejo. - powiedział.
- Cześć. - odpowiedziałam. - Kubi mógłbyś wyjść, bo chciałabym zamknąć pokój. - wyszedł, zamknęłam pokój i poszłam z Kurkiem do windy.
- Przygotowany na dzisiejszy mecz? - zapytałam kiedy drzwi się zamknęły.
- No wiesz, przygotowany jak zawsze, ale to Kanarinios. Nieobliczalni. - powiedział i zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i się uśmiechnął. - To Natalia, przepraszam. - powiedział i zaczął nawijać z jego dziewczyną. Na migi dałam mu znak, żeby sobie nie przeszkadzał, a gdy drzwi się otworzyły dałam mu znak, że pójdę sama i niech sobie z nią spokojnie porozmawia. Skierowałam się w stronę holu. Zauważyłam znak z napisem "restauracja" i zaczęłam zmierzać w stronę, którą ów znak pokazywał. Nie zauważyłam jednak, że Kubiak już mnie dogonił.
- Obstawa się wykruszyła? - zapytał z uśmieszkiem. Stwierdziłam, że będę udawała "normalną", bo w mojej głowie już zrodził się plan.
- Do Bartka Natalia zadzwoniła. Nie ma się co dziwić, że chcą porozmawiać. - stwierdziłam.
- No tak. Monia też cały czas dzwoni. - odparł zakochany Dziku. Oj, nie będzie miał takiej błogiej twarzy po śniadaniu. - A ty masz chłopaka? - zapytał.
- Kiedyś tam miałam. Straciłam go przez wyjazd. Próbowaliśmy być ze sobą na odległość, ale to strasznie ciężkie. Po miesiącu oboje doszyliśmy do wniosku, że to nie ma sensu i lepiej, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Ale przyjaźń na odległość też jest ciężka. I tak oto tym sposobem mój chłopak zamienił się w zwykłego znajomego. - powiedziałam, a on popatrzył na mnie ze zrozumieniem. Trzeba powiedzieć, że ten koleś potrafił człowieka wysłuchać.
- Gdy zaczynałem "karierę" wszyscy przyjaciele z piaskownicy stali się tylko kolegami, a później znajomymi. Teraz kiedy jestem w Wałczu i ich spotykam nie mamy za bardzo o czym pogadać, bo nasze przyjaźnie skończyły się wraz z rozpoczęciem się siatkówki w moim życiu, ale nie żałuję. Może ty też nie powinnaś? Może ta przeprowadzka da ci coś o czym zawsze marzyłaś? - popatrzył prosto w moje oczy. Były pełne zrozumienia i szczerości. O nie! Za ten wczorajszy numer i tak mu się oberwie. - A przyjaciół możesz mieć wszędzie. Tutaj masz kilkunastu kandydatów. - roześmiał się.
- Masz racje Dziku. Dzięki. - powiedziałam i weszliśmy do restauracji. - Za to, że mnie wysłuchałeś przyniosę nam śniadanko. Co chcesz?
- Jajecznicę. - wyszczerzył się, a ja zmierzałam do 'okienka'. - Tylko dobrze przyprawioną. - powiedział kiedy już ruszyłam. Oj, będzie bardzo dobrze przyprawiona.
- Dzień dobry. - powiedziałam do wysokiej blondynki będącej dzisiaj na dyżurze w 'okienku'. Z racji, że byliśmy gośćmi hotelu mogliśmy sobie zażyczyć co chcieliśmy, bo było w cenie pokojów. - Poproszę bułkę z serem, ogórkiem, pomidorem i sałatą oraz jajecznicę. Tylko mam prośbę. - szepnęłam w jej stronę, a ona przysunęła się trochę bliżej, żeby mnie słyszeć.
- Tak?
- Chciałabym się odegrać na koledze dla którego jest jajecznica. Wkroiłaby pani mu do tej jajecznicy papryczkę chilli? Tylko najmniejszą. - powiedziałam, a ona ze zrozumieniem pokiwała głową. Nie chciałam, żeby go bardzo piekło, więc poprosiłam o najmniejszą. Po chwili odebrałam oba talerze. Blondyna mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Zbliżałam się już do stolika, przy którym siedział Michał, a naprzeciwko niego Zbyszek, kiedy z sąsiedniego stolika zawołał mnie trener Gardini.
- Słucham? - powiedziałam po polsku zapominając głowy, że nie zrozumie, ale on tylko się uśmiechnął.
- Autograf proszę. - powiedział i podsunął mi umowę o pracę na czas nieokreślony. Przy stoliku wszyscy się roześmiali. Prawdopodobnie z mojej miny. Zarumieniłam się. Pochwyciłam długopis i podpisałam oba egzemplarze. Później wzięłam jeden w zęby (co wywołało kolejny wybuch śmiechu) i szybko podeszłam do stolika, który zajął Michał.
- Masz tu Dziku. - powiedziałam niewyraźnie nadal trzymając umowę w zębach i podałam mu talerz. Mój wujek, który siedział obok Kubiaka od razu pochwycił papier i przeczytał. Usiadłam obok Zbyszka.
- No to oficjalnie witamy w naszych szeregach. - powiedział.
- Oddawaj, bo upaćkasz ketchupem. - powiedziałam i wyrwałam libero ważną kartkę. - Smacznego panowie. - powiedziałam z uśmiechem patrząc na Kubiaka. Teraz jak w zwolnionym filmie wszystko obserwowałam, niby próbując bułki. Michał nabrał na widelec trochę potrawy, ugryzł bułkę, jajecznicę włożył do jamy ustnej iii... Nic? Kolejny widelec i kolejna zawartość ze sztućca w jego ustach. Co jest?
- Czemu nie jesz? - zapytał Zibi, bo wciąż trzymałam bułkę tuż przy ustach nie nadgryzioną. Spojrzałam na talerz.
- Bo... - szukałam wymówki, ale przerwał moją wypowiedź krzyk.
- Ała! Pali! Wody! WODY! - darł się Kubiak. Cały zrobił się czerwony, a ja zaczęłam chichotać. Zbyszek szybko podał mu swoją szklankę z wodą. Kubiak upił trochę, ale znowu zaczął ciężko sapać.
- Nic nie pomogło? - zapytał Zbyszek.
- Nie, nadal strasznie pali! - wyspał Misiek. Zibi nachylił się nad jajecznicą i powąchał ją. Libero w tym czasie przyniósł drugą szklankę wody dla Kubiaka, bo pierwszą już opróżnił.
- Nie pij tego idioto! - krzyknął Bartman i wyrwał mu szklankę z rąk. Kubi popatrzył na niego jak na idiotę, a ja już dawno przestałam się śmiać. On się za chwilę zapowietrzy. - Ala idź poproś o szklankę mleka, szybko! - zwrócił się do mnie ZB9. Szybko pognałam do dziewczyny, z którą już dziś rozmawiałam.
- Mleko? - zapytała, a ja tylko pokiwałam głową. Szybko podała mi naczynie z białym płynem, a ja podałam szklankę Zibiemu.
- Nie mi głupku. - roześmiał się. Roześmiać się w takiej chwili? Szacun. - Kubiakowi to daj i już możesz spokojnie jeść śniadanie. - jak powiedział tak zrobiłam. Kubiak wypił cała szklankę dwoma łykami. Przy nas pojawił się trener.
- What's going on Kubiak?- zapytał trener. Zamiast Kubiaka odpowiedział Zbyszek.
- Everything is ok. Kubiak ate chilli, but now is ok. - wyjaśnił Zibi. Trener się uspokoił i z krótkim "Bon Appetit" odszedł do stolika przy, którym siedział wcześniej.
- Czyś ty chłopie zgłupiał? - zapytał mój wujek. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zaczęłam w końcu jeść śniadanie. - Zachciało mu się papryczek Chilli. - pokręcił z niedowierzaniem i dalej jadł swoje kanapki z serem i ketchupem. Kubiakowi wracały normalne kolory na twarz i chyba próbował zabić mnie wzrokiem.
- Ala. - powiedział, a ja spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy. Zły był troszkę. Zbyszek i Ignaczak popatrzyli na nas.
- Co tu się miedzy wami... - nie dokończył mój wujek.
- Nie chciałam cię otruć. - rzuciłam tekstem do przyjmującego. Zbyszek popatrzył na Michała i na mnie.
- To ty mu dorzuciłaś papryczkę do jajecznicy? - zapytał niedowierzając. Popatrzyłam tym razem w zielone oczy atakującego.
- Tak, to ja kazałam dorzucić mu do jajecznicy papryczkę chilli, ale że nie byłam już taka zła jak wczoraj, to powiedziałam tej blondynce, żeby była to najmniejsza. Żeby najmniej paliło... - W tym momencie Ignaczak i Bartman wybuchnęli śmiechem, a Kubiak nawet się uśmiechnął. - I z czego rżycie? - zdenerwowałam się. Zbyszek objął mnie ramieniem.
- O mała, mała. Najmniejsze papryczki są najostrzejsze. - zaśmiał się ponownie. Zakryłam twarz dłońmi. No zajebiście. Pierwszego dnia pracy na legalu, prawie otrułam jednego z najlepszych przyjmujących w Polsce. No nic tylko się załamać.
- Ale za co? - zapytał Michał.
- Za to, że musiałam spać dzisiaj z metr osiemdziesiąt osiem w jednym łóżku. - rzuciłam w stronę zdziwionego Kubiaka.
- Długo ze mną nie spałaś. - powiedział wujaszek, a Zibiemu i Miśkowi oczy na wierzch wyszły. - Po jakiejś godzinie zepchnęłaś mnie z łóżka i musiałem na podłodze spać. - powiedział i roześmialiśmy się. "Przepraszam" powiedziałam bezgłośnie do libero.
- Czemu z nim spałaś? - odezwał się już nie zburaczały Michael.
- Bo przez CIEBIE drogi Michałku miałam całą mokrą pościel i łóżko. - nałożyłam nacisk na słowo "ciebie".
- Który ci powiedział? Zabije, zakopie, odkopie i wyśle na trening. - powiedział z groźną miną.
- Nawet jakbyś mnie na kolanach prosił, żebym ci powiedziała to słowa nie pisnę. Nie gorąco ci już Michałku? - zapytałam, a on zerwał się z krzesła. Przewidując jego zamiary zaczęłam uciekać. Z tyłu jeszcze usłyszałam tylko "jak dzieci", a później pomknęłam przez hotelowy hol do parku, słyszałam, że mnie ściga. Rany, on miał przecież lepszą kondycje ode mnie. Wpadłam przez parkową bramę, a on dogonił mnie i przerzucił sobie przez ramię i kręcił się w kółko.
-Puść mnie głupku! - zaczęłam się śmiać.
- O nie, musi być kara. - puścił mnie i zaczął łaskotać. Zaczęłam zwijać się ze śmiechu, aż w końcu wylądowałam na trawie, a on na mnie nie przestając mnie łaskotać. Zaczęłam wierzgać nogami i niechcący trafiłam go w bardzo czuł miejsce. - Ał! - krzyknął i przestał mnie łaskotać.
- To co? Rozejm? - zapytałam. Wstał i podał mi rękę, żebym też mogła wstać.
- Rozejm. - powiedział. Wracaliśmy do hotelu normalnie, jak dorośli, w ciszy. Nagle Michał się wyszczerzył, popatrzyłam mną niego pytająco. - Znajduję się na liście kandydatów na przyjaciela na pierwszym miejscu, prawda? - zapytał. Pokręciłam przecząco głową. Posmutniał.
- Znajdujesz się na liście przyjaciół. - powiedziałam, a on uśmiechnął się po chwili spoważniał i kolejny raz zapytał:
- A na którym miejscu? - walnęłam go w ramie i roześmialiśmy się wchodząc do holu hotelowego.

*
Dziękuję za te komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem. Nie było ich wiele, ale bardzo Wam Dziękuje. Nie napisze dziś nic od siebie, bo nie mam humoru i chyba nic mi go nie poprawi.
Kolejny rozdział w sobotę (12.10.13r.)
Irish Girl