piątek, 27 września 2013

4. Chrzest bojowy.

Wróciłam do hotelu i dopiero kiedy usiadłam na łóżku sprawdziłam która godzina. Pół do ósmej. Troszeczkę ten trening trwał. Za godzinę mieli się pojawić siatkarze, ale znając życie spóźnią się. Odprawa na mecz to nie byle co, a po treningu muszą się jeszcze zregenerować. Odłożyłam telefon i poszłam się umyć. Krótki prysznic dobrze zrobił na moje zmęczone mięśnie. Włosy rozczesałam i zostawiłam do wyschnięcia, a na siebie ubrałam prowizoryczną piżamę, czyli hawajki i koszulkę z podobizną Spongebob'a. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać fejsa w telefonie. Jak to w hotelu było Wi-Fi. Nagle mój telefon się rozdzwonił. Nie były to żadne koleżanki z nowej klasy, których się spodziewałam, tylko moja matka.
- Halo. - odebrałam.
- Ala gdzie ty jesteś? Kiedy wrócisz do domu? Jutro masz szkołę. - była zdenerwowana.
- Nie wrócę do domu, ani do szkoły. Mam pracę, dach nad głową i wsparcie, którego brakowało mi od ciebie! - wykrzyczałam do słuchawki.
- Co ty mówisz dziewczyno? Nie ma w tym mieście nikogo kto dałby ci wsparcie. - powiedziała. Czyli wiedziała, że nie mam przyjaciół, a jednak miała w dupie moje uczucia.
- Jest! I on jest ważniejszy niż ty kiedykolwiek byłaś! - poczułam, że łzy gromadzą mi się pod powiekami. Nie będę płakać!
- Tak? Ciekawe kto to. Bo jedyna osoba, która na myśl mi przychodzi to Krzysiek, ale on mieszka w Rzeszowie. - zapadła cisza. Czułam tą satysfakcję. Wiedziała, że on jest dla mnie ważny i mnie wspiera. Że jest jak drugi ojciec.
- Zaczął się sezon reprezentacyjny. Nie dzwoń do mnie, nie szukaj mnie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Odebrałaś mi wszystko co było dla mnie ważne! Teraz jestem z wujkiem i z nim zostanę! Nienawidzę cię! - wykrzyczałam, rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Nie dałam rady. Wszystkie złe emocje zamieniły się w łzy, które teraz wylewały się z moich oczu hektolitrami. Założyłam na siebie bluzę zapinaną na zamek, położyłam się i płakałam. Łzy zmoczyły całą poduszkę, a ja nadal nie przestawałam ryczeć. Całkowicie zapomniałam o tym, że siatkarze mają do mnie wbić. Przypomniało mi o tym pukanie do drzwi. Wstałam i otworzyłam je. Nie zdziwiłam się, że go zobaczyłam. Wyglądałam jak upiór, ale cóż. On tylko mnie przytulił. Zapewne matka już do niego dzwoniła. Wpuściłam go do środka. Znowu zaczęłam histerycznie płakać.
- Dlaczego... Ona... Mi... To... Robi? - wyszlochałam w rękaw libero. - Najpierw nie interesuje się mną w ogóle i chce się mnie pozbyć, a jak znikam z jej życia... To... - znowu zaczęłam płakać.
- Ciiii... Ja cię nie oddam. Jutro podpisujesz umowę z PZPS i na to lato jesteś zajęta. Do września. PZPS załatwi wszystko z twoją szkołą, a od następnego roku szkolnego przeprowadzasz się do Rzeszowa, do nas. - wyszeptał w moje włosy.
- Ale matka, ona może cię podać na policje. - powiedziałam patrząc w oczy wujka.
- Rozmawiałem z nią. Powiedziała, że skoro tak bardzo chcesz i będziesz pod moją opieką to zgadza się. Kiedy do mnie dzwoniła płakała. Nie wiem co jej powiedziałaś, ale pozostawiło to w niej ślad. - pogłaskał mnie po mokrych jeszcze włosach.
- Nie wiem jak ty to zrobiłeś. - powiedziałam i przytuliłam go. Niesamowite. Ten dzień jest niesamowity, aż trudno uwierzyć, że to dzieje się na prawdę.
- I mam jeszcze jedno dla ciebie. - powiedział, a ja popatrzyłam z zaciekawieniem ocierając łzy. - W Rzeszowie jest klub siatkarski. KS DevelopRes Rzeszów jest od tego sezonu w pierwszej lidze. Może spróbowałabyś iść na przesłuchanie czy przyjmą cię do drużyny, a jeśli nie to mają sekcję juniorską.
- Naprawdę? - zapytałam jakbym nie wierzyła w to co słyszałam. Miałabym znowu zacząć grać w siatkówkę! - Wiesz, że jesteś najlepszym wujkiem na świecie? - pocałowałam go w policzek.
- Dobra, dobra. Ja zawinę po chłopaków i wpadniemy do ciebie na godzinkę. - puścił mi oczko i wyszedł. Postanowiłam trochę ogarnąć to co miałam na głowie. Przeczesałam moje brązowe włosy i wróciłam na miejsce. Włączyłam telewizor na ESKA TV. Akurat leciała piosenka Enej'a "Lili". Przełączyłam na jakiś film na Polsacie. Był taki nudny, że zasnęłam tak jak siedziałam.
~*~
-I uwaga! Proszę państwa wszyscy wstają i krzyczą ile sił w gardłach: OSTATNI! Na zagrywce nasz nowy nabytek Alicja Ignaczak, która już pokazała charakterek. OSTATNI, OSTATNI... - mówił komentator meczu. Właśnie grałyśmy o mistrzostwo I ligi żeńskiej. Walczymy też o wejście do Orlenligi. Właśnie jest tie-break przy stanie 14:13 i przy mojej zagrywce. Wiele od niej zależy. Nie czuje stresu, sam luz. Jestem skupiona. Mam w ręce piłkę, która tak dobrze znam. Tysiące razy ćwiczyłam zagrywkę taką jak ta. Zobaczyłam, że arbiter daje znak, żebym zagrywała. Nie usłyszałam gwizdka, bo kibice skandowali "ostatni" bardzo głośno. Podrzuciłam piłkę wzięłam rozbieg, podskok i nie zauważyłam mikasy. Nade mną pojawił się strumień wody.
-Aaaa! - zapiszczałam. Moją głowę zalano wodą. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Kurka, który pochylał się nade mną. W ręku trzymał butelkę po wodzie. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. W ułamku sekundy zobaczyłam, że nie tylko on miał butelkę. Zalała mnie kolejna fala i kolejna i kolejna. Już byłam cała morka. Rzuciłam się na tego, który właśnie lał na mnie wodę. Zaczęłam wyrywać mu w połowie pełną butelkę. Udało mi się. Odwróciłam się o 360 stopni. Butelka zrobiła to co zamierzałam. W zasięgu strumienia wody znalazł się: Drzyzga, Kurek, Wrona, Winiarski i Nowakowski. W następnej sekundzie zobaczyłam, że kolejny chce mnie atakować wodą. Szybko kucnęłam i takim oto sposobem Zibi oblał Pita, a nie mnie. Podkurczona szybko dostałam się do łazienki, w której zamknęłam się od środka. To chyba nie był dobry wybór, bo znalazłam w niej Kubiaka. Wepchnął mnie pod prysznic, otworzył drzwi, które przed chwilą zamknęłam i oblał mnie całą zimną woda. Nie było ucieczki. Zaczęłam piszczeć jeszcze bardziej.
- Dobra, dość panowie. - powiedział tak dobrze znany mi pan. Strumień wody przestał się lać, a ja spojrzałam na niego z wyrzutem. Spoko. Mój wujek nie dość, że stał bezczynnie kiedy oni mnie moczyli to jeszcze nagrywał wszystko swoją kamerą.
- WYPAD Z MOJEJ ŁAZIENKI! - zapiszczałam. Wszyscy potulnie wyszli, a ja zaczęłam się wycierać. No super, włosy już prawie mi wyschnęły, a oni je od nowa zmoczyli. Szybko wskoczyłam w szlafrok, który wisiał przy wejściu, bo oczywiście nie miałam nic na przebranie. Miałam taką cichą nadzieje, że ich nie będzie w głównej części pokoju. Przeliczyłam się. Kiedy otworzyłam drzwi łazienki w moją stronę zwróciło się dziesięć par oczu: Piotrka, który przerzucał bezsensownie kanały, Zbyszka, który złożył się pod oknem i siedział tam skulony, Kubiak tak samo jak Zibi, Winiarski rozłożył się na moim łóżku razem z moim wujkiem, Wrona siedział pod drzwiami łazienki, Kurek szukał czegoś w moim telefonie... Szukał czegoś w moim telefonie?!
- Kurek zostaw ten telefon! - powiedziałam i wyrwałam mu z ręki delikatny sprzęt. Oprócz nich był jeszcze grzeczny Fabian siedzący pod telewizorem, Zati obok niego i Łukasz Żygadło znajdujący się przy moim łóżku. Chyba nie bardzo miałam już miejsce gdzie usiąść.
- W końcu wyszłaś. - skomentował Ignaczak.
- Co wy tutaj jeszcze robicie? Zlaliście mnie całą to chyba cel osiągnięty, co? Wyjazd! - zaczęłam ich po kolei wyganiać z pokoju, a zaczęłam od mojego wujka.
- Ale ty nic nie rozumiesz. - powiedział.
- Rozumiem, że nagrałeś bardzo ciekawy materiał do "Igłą szyte", a teraz proszę opuścić ten lokal. - powiedziałam spokojnie, ale on był nieugięty i nie bardzo dało się go przepchnąć.
- Ale to nie miało być tak. Ale skoro spałaś to musieliśmy coś zrobić żeby cię obudzić. - tłumaczył się głupio tym razem Kubiak, który wstał.
- Wystarczyłoby "Ala, wstawaj już jesteśmy". - wywróciłam oczami, a Michał się wyszczerzył.
- Potraktuj to jako chrzest bojowy. - powiedział Zbyszek.
- Ok, traktuje, a teraz sio mi stąd. - popatrzyłam na resztę, a w oczy rzuciła mi się godzina. 22:30! - Już mi do łóżek, wy jutro macie mecz! - zaczęłam po kolei wyprowadzać każdego z kulturalnym "dobranoc".
- Ja mogę zostać? - zapytał Andrzej robiąc oczy kota ze Shreka.
- No chyba sobie żartujesz! Do spania! - powiedziałam dosłownie wypychając go z mojego pokoju.
- Dobrze, mamo. - pokazał wszystkie zęby w uśmiechu.
- Jeszcze zobaczysz Wrona! - krzyknęłam za nim. Zobaczyłam, że został mi tylko wujek. Podeszłam do niego i chwyciłam pod ramię.
- Co? - zapytał zdezorientowany.
- Powiedz mi, który z nich to wymyślił. - uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Ale nie zabijesz go? - chciał się upewnić. Pokręciłam przecząco głową. - Michał.
- Który? - dopytywałam się.
- Ale nie zabijesz?
- Nie!
- No Kubi na to wpadł. - westchnął. Pewnie ciężko było zdradzać przyjaciół, ale ja byłam jego rodziną.
- Dziękuję mój informatorze, a teraz do spania. - wygoniłam go z pokoju. Zabić go, nie zabiję. Najwyżej troszeczkę poturbuje. Uśmiechnęłam się. Chciałam iść spać, ale całą pościel, prześcieradło i poduszkę miałam mokrą. Wystawiłam ją przez okno, żeby chociaż troszeczkę przeschła. Łóżko oczywiście też było mokre, a ja nie zamierzałam na takim spać. Na podłodze też nie. Ubrałam spodnie od dresu (bo piżame też miałam mokrą) bokserkę i bluzę z Nike. Zamknęłam pokój i poczłapałam do pokoju po prawej stronie. Otworzyłam drzwi. Oczywiście oni nie zamykają pokoi. Usłyszałam ciche chrapanie. To Łukasz już spał. Mój wujek oczywiście też. Wpakowałam mu się do łóżka budząc go.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał nieprzytomnie.
- Nie mam gdzie spać, bo mam całe łóżko mokre, a na podłodze spać nie zamierzam. Powinnam iść do Kubiaka, bo on to wymyślił, ale nie chciałabym, żeby wziął to za jakąś propozycje matrymonialną czy coś. - wytłumaczyłam się.
- Ale ja się muszę wyspać. - powiedział.
- Nie grasz jutro meczu ty tylko Zati, a ja się nie rozpycham. - uśmiechnęłam się, ale wątpię żeby to zauważył.
- No dobra. - powiedział i odwrócił się do mnie plecami. Szturchnęłam go w ramię. - Co znowu?
- Mogę spać od ściany? - zapytałam ze ślepiami kota ze Shreka, których pewnie też nie zauważył.
- No. - mruknął i zrobiliśmy przemeblowanie. Kiedy już się ułożyłam powiedziałam:
- Dobranoc. - odpowiedziało mi tylko mruknięcie. I szybko zasnęłam.
*
Witam w kolejny weekend. W końcu, po tym wyczerpującym tygodniu początek weekendu :)
Dodaję dzisiaj, ponieważ jutro nie będę miała ani troszeczkę czasu. czekam jak zawsze na Wasze komentarze, jestem ciekawa Waszych opinii jak zawszę. Proszę nie piszcie, że krótki rozdział itd., bo właśnie taki miał być :)
Bardzo gorąco pozdrawiam. Dziękuję za dodanie do obserwacji mojego bloga :)
Całusy, Irish Girl.

sobota, 21 września 2013

3. Pierwszy trening.

Nie mogłam w to uwierzyć. Ja? Ja mam pracować z Reprezentacją Polski w Piłce Siatkowej Mężczyzn! Na pewno nie obejmę ważnej funkcji, ale... Nie każdy pozwoliłby mi wejść do załogi. Jeszcze takiej ważnej. Nie interesowało mnie co to za funkcja. Ważne, że miałam dach nad głową i zajęcie.
- Chodź. Powiemy o twojej funkcji reszcie. - powiedział mój wujek. Poprowadził mnie do autokaru. Najpierw Andrea przedstawił mnie sztabowi szkoleniowemu i powiedział jaka będzie moja funkcja. Po angielsku brzmi lepiej. Ballsgiver czyli po polsku 'podawacz piłek'. Żadna praca nie hańbi. Następnie przeszliśmy dwa kroki i mój kochany wujek zaczął mnie przedstawiać. Większość siatkarzy patrzyła na mnie jakby mnie pierwszy raz na oczy widziała, a reszta dziwiła się co tutaj robię.
- Drodzy moi koledzy. - zaczął Igła. - Przedstawiam wam, po raz drugi, moją bratanicę, Alicję Ignaczak. Od dzisiaj będzie częścią sztabu szkoleniowego. Jej zadanie to nie będzie masowanie was, nie ciesz się tak Zibi. Obejmie funkcję ballsgiver. - To była oficjalna część przemówienia, ale po chwili mój wujek dodał. - I niech mi któryś ją tknie to zapomnę, że jesteśmy kolegami z drużyny. - obwieścił co spotkało się z uśmiechami na twarzach siatkarzy. Usiadłam sobie z przodu, zaraz za sztabem szkoleniowym, żeby nie przeszkadzać siatkarzom. Nie długo jednak znajdowałam się z przodu autokaru. Siatkarze z tyłu zaczęli mnie wołać. To poszłam do nich.
- Słucham? Może piłkę podać? - zapytałam z uśmiechem stojąc przy fotelu Kurka.
- Będziesz nam jeszcze boisko wycierać. - oznajmił mój wujek. Zdziwienie na mojej twarzy wywołało śmiech osobników siedzących w zasięgu wzroku. Nie należałam jednak do osobników, które szybko się peszą.
- Nie stój tak jak kołek, tylko usiądź. - powiedział Zibi. Rozejrzałam się wokoło wymownie sygnalizując, że nie ma za bardzo miejsca. - Chodź tutaj. - dodał i poklepał miejsce obok siebie. Zajęłam je z przyjemnością, bo teraz jechaliśmy po typowej polskiej drodze. Dziurawej.
- Więc, przyszłaś do Igły po pracę? - zapytał Bartosz Kurek świdrując mnie swoimi niebieskimi oczami. Uśmiechnęłam się.
- Nie, nie po pracę, ale po pomoc. I tak jakoś wyszło... - powiedziałam, a mój uśmiech zgasł.
- Ale co się stało? - zapytał Zbyszek zza moich pleców. Zawsze musiałam do kogoś siedzieć tyłem.
- Musicie tak ją o wszystko wypytywać? - oburzył się wujek Igła.
- To jakaś tajemnica? - tym razem do rozmowy wtrącił się Ruciak.
- Żadna tajemnica. - powiedziałam, a Ignaczak rzucił mi dziwne spojrzenie. - Skoro mamy "współpracować" mają prawo wiedzieć. - spojrzałam w oczy wujka. Teraz zwróciłam się do reszty. - Uciekłam z domu, bo matka miała mnie gdzieś, a ojciec wyjechał 5 lat temu do USA i nie daje znaku życia. A "Igła" to mój ojciec chrzestny. Ot cała historia. - powiedziałam i wszyscy, którzy byli w pobliżu i słyszeli co mówiłam patrzyli na mnie teraz wielkimi oczami.
- Nie wiedzieliśmy. - powiedział Zibi.
- I dlatego się pyta, żeby wiedzieć. - odparłam. - Co jeszcze chcecie wiedzieć? - zapytałam, ale zobaczyłam tylko wlepione we mnie gały. - Ja wiem o was dużo i to nie bardzo ma sensu żebym to ja was pytała, więc...
- To może zwyczajnie opowiedz o sobie. - zaproponował Bartek. Zgodziłam się.
- Więc jestem Alicja Ignaczak. Mam szesnaście lat, ale rocznikowo siedemnaście. Od lat kocham siatkówkę, w końcu nazwisko zobowiązuje. - powiedziałam i ujrzałam zachęcające uśmiechy. - Kiedy mieszkałam w Krakowie grałam w szkolnym klubie na pozycji przyjmującej. W Warszawie jednak nie miałam ochoty dołączyć do jakiejkolwiek drużyny. Bardzo za tym tęsknie. Mam brata, Artura, który rozwija się w stronę fotografii. To chyba też jest rodzinne. - popatrzyłam wymownie w stronę wujka i zaśmiałam się, a reszta mi zawtórowała. - Co jeszcze mogę powiedzieć?
- Kibicujesz? - kiwnęłam głową w odpowiedzi na pytanie Kurka. - To czekamy na opowieści.
- Kibicuję Polsce, jeśli się domyślacie. A klubowo to Resovii i Jastrzębskiemu. Marzenie, żeby te dwa kluby stanęły naprzeciwko siebie w finałach play-off. - powiedziałam, a Zbyszek zadał kolejne pytanie.
- A jakby było takie starcie, to któremu kibicowałabyś bardziej? - zapytał z błyskiem w oku.
- Temu, w którym grałbyś ty. - powiedziałam i zaśmiałam się, a na policzkach Zbycha pojawiły się rumieńce. - A tak na serio to Resovii. Zawsze i wszędzie.
- Gdyby tam Igła nie grał to byś nie kibicowała. - powiedział z przekonaniem Kurek.
- Jak jeszcze wujek był w Skrze to kibicowałam Skrze, ale kiedy ciocia zabrała mnie na mecz Resovii pierwszy raz, zaraz po tym jak na libero pojawił się "Ignaczak" zakochałam się w tej atmosferze na Podpomiu i tak zostało. Teraz już zawsze będzie Sovia. - uśmiechnęłam się. - Mistrz Polski! - krzyknęłam tak, że się odwróciła w moją stronę połowa autokaru.
- A dzięki komu? Dzięki komu? - zapytał Zbyszek z nieukrywaną dumą.
- Dzięki Lotmanowi, Akhremowi, Ignaczakowi, Kosokowi, Nowakowskiemu, Grzybowi, Mice, Dobrowolskiemu i wielu innym osobom. - uśmiechnęłam się. - A! I jeszcze jednemu! Schopsowi, zapomniałabym. - cały tył zaczął się śmiać, bo mina Zbyszka wyrażała wszystko.
- Nie zapomniałaś o kimś? - zapytał mój wujek uśmiechając się.
- Chyba tak, był jeszcze taki jeden siatkarz. On zastąpił niby Grozera na ataku. - zamyśliłam się. - Jak mu tam było? Czekaj! Już wiem! Batman! - reszta wybuchnęła śmiechem, aż Andrea z przodu autokaru odwrócił się w naszą stronę.
- Nie drażnij się ze mną. - powiedział Zbyszek.
- Dlaczego? - zapytałam z miną niewiniątka. - Dobrze wiem jak masz na nazwisko, panie BARTMAN. - wypowiedziałam wyraźnie nazwisko atakującego.
- Jesteś samo zuo! - odrzekł ZB9 i zaśmiał się.
- Dobra panowie, dosyć tego dobrego. Zawijamy do hotelu. - powiedział Igła i jak na dżentelmenów przystało wszyscy przepuścili mnie przodem do mojego bagażu, który został z przodu autokaru. Taka atmosfera tylko w reprezentacji. Weszliśmy do hotelu. Panowie zajmowali drugie piętro. Trzeba było jeszcze jeden pokój zarezerwować. Dostałam jedynkę pomiędzy pokojem wujka i Żygadły oraz Zibiego i Michała Kubiaka. Dziwnie czułam się będąc jedyną dziewczyną pośród chłopaków. Znalazłam się w pokoju 209. Jutro miał być pierwszy mecz Ligi Światowej w dodatku z Brazylią. Chłopaki mieli dobre odczucia, ale mnie nerwy zżerały od środka. Dzisiaj o 17.00 czekał mnie pierwszy trening z nimi. Dostałam instrukcje od Andrei żebym ubrała się na luzie, bo oni dopiero zamówią dla mnie koszulki z napisem "POLSKA". O 16.00 do mojego pokoju wparował wujek.
- Siemanko Młoda. Już się rozgościłaś? - zapytał na co pokiwałam głową. Usiadł na moim łóżku jakby był u siebie. - Nie zapomnij o treningu o 17.00. Zbiórka jest o pół do piątej.
- Dobrze, że mi o tej zbiórce powiedziałeś, bo ja znalazłabym się dopiero o 17.00 w holu hotelowym. - uśmiechnęłam się i zaczęłam szukać spodni od dresu.
- Ubierz coś sportowego i wygodne buty, bo może zagrasz sobie z nami dziś na treningu. - mrugnął do mnie i zabrał się za moją komórkę. Zawsze przeglądał moją muzykę. Wyjęłam z plecaka szare spodnie od dresu, za dużą, białą koszulkę z napisem "Be Happy!" i uśmiechniętą buźką, w której czasami spałam i czarną bluzę ze znaczkiem Nike ubieraną przez głowę.
- Idę się przebrać. - poinformowałam. - I błagam nie rozwal mojego telefonu. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Nie bój żaby. Wujek Igła nad wszystkim panuje. - roześmiałam się wchodząc do łazienki. Ubrałam wszystko na siebie i wyszłam.
- I jak? - zapytałam, bo mój wujek z posępną miną patrzył się w ekran. - Nie mów, że zepsułeś.
- Zaciął się. - wzruszył ramionami na co ja wzięłam od niego telefon.
- Oj, co ja z tobą mam. - szybko zresetowałam urządzenie. Położyłam na łóżku obok wujka, ale ten tylko delikatnie go odstawił. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się.
- Co? - zapytał głupkowato.
- Dziękuję ci. - powiedziałam i przytuliłam go. - Zachowujesz się jak mój ojciec. - wyszeptałam w jego klatkę piersiową. - Czasami zazdroszczę Sebie i Domi takiego taty. - dodałam, a po policzku popłynęła łza. Znowu zaczynałam się rozklejać. Pociągnęłam nosem.
- Nie płacz. - potrząsnął mną lekko. - Ja zawsze ci pomogę. - powiedział i znowu mnie przytulił. A później wstał i podszedł do drzwi. - Przyjdziemy po ciebie z Ziomkiem. - powiedział na odchodnym, a gdy zamknął za sobą drzwi wyszeptałam tak cicho, że nawet sama ledwo siebie usłyszałam:
- Kocham cię, wujku.
~*~
O 16:25 już miałam wszystko ubrane i przygotowane. Odruchowo złapałam gumkę do włosów i związałam niedbałego kucyka. Przyzwyczajenie z treningów. Tak tęskniłam za potem, który był wszędzie, za zmęczeniem i przede wszystkim za dobrą kondycją. Niestety moja wydolność bardzo szybko spadła po tym jak opuściłam Kraków. Może dzisiaj się troszeczkę rozruszam chociaż. Na stadionie to o mało płuc nie wyplułam jak goniłam wujka. Wstąpiłam jeszcze do toalety, a kiedy zamykałam drzwi i gasiłam światło usłyszałam pukanie. Zabrałam telefon do kieszeni dresu i wyszłam z pokoju starannie go zamykając. Odwróciłam się od drzwi, a przed sobą ujrzałam czterech wielkoludów. Miał po mnie przyjść wujek i Łukasz, ale ich tu nie było. Za to ujrzałam Zbyszka, Michała K., Piotrka i Bartka.
- Eee... - wyjąkałam. Popatrzyłam po nich wszystkich. - Ale macie trening no nie? - zapytałam głupio.
- Wyobraź sobie, że tak. - zaśmiał się Zibi, a reszta mu zawtórowała. Kolejny raz popatrzyłam na tych czterech mężczyzn, którzy mnie otoczyli.
- No to co tu jeszcze robicie? Na zbiórkę. - powiedziałam i pokazałam im kierunek schodów.
- Ale my przyszliśmy po ciebie. - powiedział Pit. Zaśmiałam się, a oni popatrzyli na mnie z zaciekawieniem.
- Po co mi taka obstawa? - zapytałam. Kubi się tylko uśmiechnął i powiedział:
- Musimy dbać o jedyną kobietę w naszym gronie. Naszą panią ballsgiver. - zaśmiał się, a reszta poszła w jego ślady.
- Nie wiem czy to był komplement czy po prostu się ze mnie śmiejecie. - powiedziałam. W tej chwili z sąsiedniego pokoju wyszedł wujek i Łukasz Żygadło.
- Widzę, że już masz niezłą obstawę. - zaśmiał się Ignaczak.
- Ktoś zapukał. Wyszłam spodziewając się was, a tu surprise. Czterech innych zamiast ciebie i pana Łukasza. Oj młodsze pokolenie prześcignęło starych pryków. - roześmiałam się razem z "młodszym pokoleniem" i w tym momencie mina libero stężała.
- Lepiej zacznij uciekać, bo cię starsze pokolenie dogoni. - popatrzyłam w oczy mojego chrzestnego. Nie żartował. Rzuciłam się w stronę schodów popychając Kubiaka. Uciekałam ile sił w nogach, w płucach czułam żar. Wiedziałam, że mnie kiedyś dogoni. Wpadłam na półpiętro i szybko przeskakiwałam co dwa schody. Co najdziwniejsze nie słyszałam odgłosów pościgu. Na pierwszym piętrze miałam zadyszkę. A jeszcze trochę schodów do pokonania. Szybkim tempem pokonałam ostatnie schody, a zza wnęki w ramiona chwycił mnie mój wujek śmiejąc się wniebogłosy.
- I co? - powiedział trzymając mnie, żebym nie padła z wycieńczenia. - Stary pryk wyprzedził młodsze pokolenie. - kolejny raz zaśmiał się, a wraz z nim innych pięciu osobników. Poprawiłam kucyka i popatrzyłam na niego z miną obrażonego dziecka. Odsunęłam się od niego.
- To... Było... Nie fair! - powiedziałam ledwo łapiąc oddech. Moja wypowiedź wywołała kolejną salwę śmiechu.
- Nie mów do mnie na "pan" - powiedział Łukasz i roześmiał się.
- No chodź już. Nie możesz się spóźnić w pierwszym dniu pracy. - wziął mnie pod ramię wujek i udaliśmy się do recepcji. Wygadało na to, że tylko nas brakowało. Andrea uśmiechnął się na mój widok. Odwzajemniłam to wymuszając na mojej twarzy grymas, który miał przypominać uśmiech. Nie wierzyłam, że mój własny wujek mnie tak wykiwał. No cóż... Sądząc po "Igłą Szyte" tutaj zachowywał się troszkę inaczej niż normalnie. Pokazywał swoją ciemną stronę mocy.
To nie oznacza, że go nie kocham. Jest jedynym w swoim rodzaju człowiekiem, a jego poczucie humoru jest tylko kolejnym plusem jego charakteru. Nigdy nie widziałam go totalnie zdołowanego. Zawsze starał się być radosny, dzielił się swoim uśmiechem, próbował nas rozweselić. Gdy było ciężko nigdy się nie poddawał i dopingował nas do walki o swoje. Taki charakter Ignaczaków. Jak bardzo chciałabym, żeby to on był moim ojcem...
Nie! Nie będę się dołować. Jestem pośród wspaniałych ludzi, którzy dali mi tyle sił do życia, tyle radości. Zawdzięczam im dużo, a nawet wiele więcej.
- Ta dam. - powiedział mój wujek wprowadzając mnie do warszawskiego Torwaru. - Tutaj musisz się wykazać. - powiedział, a ja pokiwałam głową. Chłopaki poszły do szatni, a ja razem ze sztabem na halę. Jako pierwsze zadanie pchałam jeden wózek z mikasami. Później ustawiłam oba kosze po dwóch stronach boiska, a później miałam za zadanie "oswojenie się z piłką". Wzięłam to dość dosłownie. Wyjęłam z jednego kosza mikasę. Obróciłam ją we wszystkie strony. Przyglądałam jej się. Dobrze napompowana, idealnie pasująca do mych dłoni. Odbiłam ją parę razy w miejscu. Postanowiłam bardziej się z nią oswoić. Rozgrzałam porządnie palce i ramiona. Chciałam sprawdzić czy nie zapomniałam...
Oddaliłam się o parę metrów od linii końcowej, popatrzyłam w pewien punkt przy bocznej linii boiska "przeciwnika". Obróciłam mikasę w jednej ręce. Podrzut, parę kroków i mocne uderzenie. Piłka z hukiem uderzyła w pomarańczowe pole boiska "przeciwnika". Przesunięta o parę centymetrów od zamierzonego przeze mnie celu. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie wyszłam z wprawy. Już ruszyłam po mikasę na drugi koniec pola kiedy usłyszałam brawa. Odwróciłam się w ich stronę i oniemiałam. Przede mną stało kilkunastu siatkarzy i patrzyli na mnie jak na ufo.
- No co? - zapytałam pesząc się niemiłosiernie, choć bardzo tego nie chciałam. - Testowałam piłkę. - uśmiechnęłam się sztucznie i pognałam po mikasę, która znajdowała się pod bandami. Jak mogłam się tak wygłupić wyrzucałam sobie. Podniosłam piłkę i kiedy byłam oddalona od kosza tylko o pięć metrów rzuciłam ją tak, że wylądowała idealnie w przeznaczonym dla niej miejscu. To jest moja praca, a nie rozrywka. Co ja sobie próbowałam wmówić. Poczułam to, nadal czułam to samo kiedy zagrywałam. Wewnętrzne szczęście, adrenalina i wysiłek. Brakowało mi tego. Szłam w stronę kosza na mikasy, kiedy ktoś wyrósł przede mną. Bardzo wysoki siatkarz  przyglądał mi się. Musiałam zadrzeć głowę do góry, żeby na niego popatrzeć. Tacy wysocy są środkowi, że jak na lampę trzeba na nich patrzeć.
- Nie dość, że dobrze serwujesz to jeszcze idealnie trafiasz do kosza. W ręczną też umiesz grać? - Zapytał Andrzej. Czy odpowiedzieć mu szczerze czy trochę się ponabijać? Wybrałam drugą opcję.
- Umiem jeszcze w nożną, tenisa stołowego, ziemnego, badmintona, hokeja. Umiem jeździć konno oczywiście z przeszkodami, jeździć na łyżwach, nartach, desce. Pływać na desce surfingowej, ale kitesurfingu dopiero się uczę. Ponadto na deskorolce jeżdżę, na rolkach, chodzę na fitness i rozpoczynam zajęcia z lekkoatletyki. Uprawiam też judo i karate. Ale moim marzeniem jest nauczyć się grać w baseball. - uśmiechnęłam się udając, że marzę. Jego mina była wyjątkowa. Miał otwarte usta ze zdziwienia i oczy wpatrujące się we mnie z nie dowierzaniem.
- Naprawdę? - zapytał. Zauważyłam, że od dłuższego czasu, praktycznie od początku mojej wyliczanki przysłuchiwała nam się połowa drużyny.
- Zapomniałam. - strzeliłam sobie lekkiego facepalma, żeby mnie głowa nie rozbolała. - W Quidditch'a też gram, ale tylko amatorsko. - I wtedy już tylko się wyszczerzyłam, a osoby znajdujące się za Wroną wybuchnęły śmiechem, a ja razem z nimi. Andrzej jeszcze mało ogarniał co się stało, ale po chwili zaczął się z nami śmiać. Przed wypływem moich łez z oczu ze śmiechu uchronił mnie sam trener.
- What's going on? Stop laughing, start training! - rozgonił naszą wesołą grupkę i kazał im przebiec 100 okrążeń. Na razie nie byłam tam na nic potrzebna. Postanowiłam zapytać "coacha" czy mogę z nimi pobiegać. Zgodził się bez problemu, tylko powiedział, żebym nie przetrenowała. Oni nie biegali truchcikiem, to był szybki bieg. Rozciągnęłam nogi i rozgrzałam stawy skokowe. Ściągnęłam bluzę i dołączyłam do chłopaków. Przede mną biegł Piotrek, a za mną Kurek, który udzielił mi informacji, że to ich 17 okrążenie. Stwierdziłam, że na pierwszym treningu nie ma się co przetrenować i wybrałam opcję 30. Trzydzieści okrążeń na początek to i tak ambitnie tym tempem. Biegłam nawet nawet, przy moim 5 okrążeniu dołączył do mnie wujek, biegliśmy bez słowa kolejne okrążenia, przy piętnastym zaczęłam sapać, ale rodzina Ignaczaków się nie poddaje i dąży do wyznaczonych celów. Przy dwudziestym nie było już tak różowo, zaczęło mi się kręcić w głowie, ale biegłam dalej. Na dwudziestym piątym okrążeniu wujek stwierdził, że jestem strasznie blada. Czułam pot wszędzie, ale dobiegłam trzydzieste okrążenie i padłam na boisko jak długa. Usłyszałam ciche śmiechy, ale po sekundzie zostały opanowane. Za nieposłuszeństwo albo złe wykonywanie poleceń Andrea dokłada kółka do przebiegnięcia. Oni tego nie chcieli. Po minucie podniosłam się z płyty boiska i podeszłam do krzesełek. Usiadłam, narzuciłam bluzę, żeby się nie przeziębić, a Andrea Gardini podał mi wodę i czysty ręcznik za co byłam mu wdzięczna. Później chłopaki zaczęli się rozgrzewać na tafli boiska. Chociaż wiadomo było, że na boisko w najbliższych meczach nie wyjdzie mój wujek i paru innych zawodników to i tak musieli ciężko trenować. Po piętnastu minutach była mała przerwa na napicie się wody, a następnie połowa zawodników poszła na zagrywkę, a połowa na przyjecie. Po mojej lewej stronie znaleźli się zagrywający, a po prawej przyjmujący. Oczywiście jako ballsgiver podawałam im żółto - granatowe piłki, a panowie posyłali bomby na drugą stronę boiska gdzie pozostali je przyjmowali. Działo się to niewyobrażalnie szybko, a w koszu zostały tylko dwie mikasy. Wtem trener przywołał zawodników do siebie. W tym czasie ja pozbierałam wszystkie piłki z powrotem do koszy.
- Ala! - zawołał mnie mój wujek. - Trener powiedział, żebyś wykazała się na innym polu. - powiedział i podał mi gwizdek, a ręką wskazał miejsce głównego arbitra.
- Żartujesz sobie? - zapytałam, a on pokręcił głową i popchnął mnie w stronę miejsca sędziowania. Co z tego, że miałam okropny lęk wysokości. Jakimś wielkim cudem przesędziowałam całe trzy sety zaciekłego pojedynku dwóch szóstek. Zeszłam z tego podestu i miałam nadzieję, że już nigdy tam nie wrócę. Znowu pozbierałam mikasy z całego boiska, pomogłam zapakować się sztabowi i czekałam na chłopaków przy szatni. Pierwszy wyszedł Kubiak. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się promiennie. Fajnie, że nawet po wyczerpującym treningu potrafi się uśmiechać. Odwzajemniłam to.
- Jak ci się podobało u nas? - zapytał dopinając torbę. Wzruszyłam ramionami.
- Nic nowego, ciężka praca jak zawsze. - kolejny raz posłałam mu przelotny uśmiech.
- To nie był twój pierwszy trening siatkarski. - stwierdził. - Widziałem jak zaserwowałaś przed rozpoczęciem rozgrzewki. Tak nie zagrywa przeciętny człowiek. Powiedz mi, jesteś siatkarką? - popatrzył mi w oczy tymi jego niebieskimi, świdrującymi oczami. Zaśmiałam się i oparłam o ścianę.
- Nie można mnie nazwać siatkarką, co ty. Trenowałam od dwunastego roku życia siatkówkę, ale od ponad pół roku nie widziałam boiska na oczy poza tym dzisiaj na stadionie i na treningu. - wzruszyłam ramionami. Nie chciałam go zanudzać historiami. Nie kolejnego siatkarza.
- Rozumiem. Tęskniłaś za nią? - zapytał, a ja nie zrozumiałam o co mu chodzi. Uśmiechnął się i dodał. - Za siatkówką.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - westchnęłam. - Nadal tęsknię. Gra w siatkówkę jest moim życiem, ona mnie uskrzydla, dodaje mi sił. Tak bardzo chciałabym wrócić do gry... - powiedziałam i zaczęłam przyglądać się kafelkom na podłodze. Michał podszedł i mnie przytulił. Też go poklepałam po plecach i dodałam:
- Nie przejmuj się mną. Zdążyłam się przyzwyczaić, że już raczej będę widzem niż zawodnikiem. - blado się uśmiechnęłam.
- Siatkówka jest dla ciebie tym czym dla mnie. Ala, walcz o swoje. Rób to co kochasz. - uśmiechnął się po raz kolejny pokazując rzędy zębów. W tym momencie otworzyły się drzwi, a na korytarz dosłownie wylało się dużo zawodników.
- Zibi! Czy ty, kurwa nie umiesz normalnie pić? - krzyknął Jarosz. Prawdo podobnie Zbyszek oblał Kubę, a raczej na pewno, bo po dokładnym przyjrzeniu się sylwetce Jarosza zauważalna była sporych rozmiarów plama na koszulce i spodniach Rudego Kojota.
- Kuba ogarnij jadaczkę. Tutaj są kobiety. - powiedział Dziku, a po sekundzie się poprawił. - Kobieta. - i wyszczerzył się w uśmiechu. Szczerze się roześmiałam kiedy zobaczyłam minę Jakuba, gdy mnie zauważył stojącą tuż przed nim.
- Idziecie do hotelu? - zapytałam całą grupkę wielkoludów. Nie byłam niska, bo wśród rówieśników byłam bardzo wysoka, a mało który chłopak był wyższy ode mnie. 178 cm wzrostu robi swoje. Jednak oni wszyscy co najmniej 10 cm wyżsi.
- Nie. - westchnął Kurek. - Mamy jeszcze rozpracowywanie Brazylii i odprawę do meczu tak jakby. - wszyscy jęknęli. Gdy zobaczyłam ich zbolałe miny zrobiło mi się ich szkoda. Pewnie będą siedzieć tam jakieś dwie godziny?
- Mam z wami iść? - zapytałam. Mogłam się z nimi ponudzić albo sama. Z dwojga złego...
- Nie. - powiedział mój wujek. No to nie miałam już nic do gadania. - Zejdzie nam może godzinkę to wpadniemy do ciebie. - mrugnął do mnie. - No mykaj do hotelu.
- Ale będę na was czekała u mnie w pokoju. - powiedziałam, a oni zgodnie pokiwali głowami. Jak wszyscy przyjdą to ich nie pomieszczę. Już prawie wychodziłam z Torwaru kiedy usłyszałam, że ktoś mnie goni. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam Dzika.
- Coś się stało? Mam jednak wracać? - spytałam Michała.
- Nie, nie musisz wracać. - zaśmiał się. - Mam tylko jedno pytanie.
- Słucham cię. - odparłam. Nie miałam pojęcia o co może mnie zapytać.
- Na jakiej pozycji grałaś w klubie? - jego oczy były szczerze zainteresowane moją odpowiedzią.
- Przyjmującej. - odpowiedziałam, uśmiechnęłam się do niego i wyszłam. Zamykając drzwi usłyszałam tylko ciche "wiedziałem."

*
Pojawił się rozdział Trzeci! Czekam na Wasze opinie. Czy nie jest ono zbyt cukierkowe, nierzeczywiste lub inne. Każdy komentarz czytam i dziękuję, że postanowiliście kolejny raz poświęcić czas na moje wypociny. Dziękuję z całego serca!
Zaczęły się Mistrzostwa Europy! Nareszcie! Wczoraj wygrana na pewno doda skrzydeł naszym Panom w kolejnych potyczkach. Oczywiście trzymamy z nich kciuki bardzo mocno!
Chciałabym ten rozdział zadedykować mojej czytelniczce, która pod rozdziałem drugim zostawiła komentarz, który podniósł mnie na duchu i wywołał uśmiech na twarzy. Czoczotko mam nadzieję, że z siatkówka pozostaniesz na zawsze! :)
Pozdrawiam gorąco, Irish Girl.

sobota, 14 września 2013

2. Kłótnia o swoje.

Zobaczyłam, że wchodzą na totalnym luzie. W końcu był to tylko sparring. Gdy reszta widzów ich zauważyła zaczęła klaskać. Ujrzałam go. Krzysztof Ignaczak jak zwykle ze swoją kamerką. Mam nadzieję, że dobrze przyjmie to co mam zamiar mu obwieścić. Od dziś zostałam bezdomną.
- Jak zwykle. - szepnęłam.
- Co mówiłaś? - zapytał Tomek. Uśmiechnęłam się.
- On zawsze z tą kamerką chodzi. Nawet jak jest w domu. Chce mieć uwiecznione niezwykłe chwile. - oparłam się o barierki.
- Wiesz, od razu wiedziałem, że nie ściemniasz. Było to widać w twoich oczach. - uśmiechnął się. - Uwielbiam im kibicować. - powiedział.
- Kibicujesz? - byłam zdumiona. Nie wiedziałam, że ktoś kto zostaje ochroniarzem lubuje się w jakiejś drużynie. Gdybym miała ochraniać na meczu reprezentacji to niewielki byłby ze mnie pożytek.
- Tak, a twój wujek jest moim autorytetem razem z Piotrem Gruszką. - roześmiał się. - A teraz rozmawiam z jego siostrzenicą.
- Bratanicą. - poprawiłam go. - Jeśli chcesz to poznam cię z nim. - zaproponowałam. Uwielbiam uszczęśliwiać ludzi, a promienny uśmiech Tomka był najlepszą nagrodą.
- Mogłabyś? - zapytał chyba mi niedowierzając.
- Oczywiście, ale poczekajmy, aż rozegrają ten sparring. - powiedziałam, a on skinął głową i zapatrzył się kolejny raz w tor lotu mikasy.
Siedziałam za barierkami i patrzyłam jak siatkarze rozgrywają mini mecz. Tak bardzo chciałabym być z nimi na boisku. Raz zaserwować, raz zaatakować. Tęskniłam za morderczymi treningami wyciskającymi pot. Jak można za tym tęsknić? Tęsknię, bo dawało mi to wielką satysfakcje. Robiłam to co kochałam. A dziś muszę się tylko przyglądać. Zauważyłam, że siatkarze podają sobie ręce. Więc spotkanie skończone. Wstałam, ale to nie koniec. Chłopaki ubrali tylko bluzy, bo na środek wyszła pani Mucha i próbowała kilka razy odbić piłkę. Po jakiejś pół godzinie siatkarze zaczęli się zbierać. Ja zauważyłam dopiero wtedy kiedy zaczynali wychodzić.
- Muszę go zawołać. - powiedziałam. - Wujku! - wydarłam się. Oczywiście nikt nie zareagował, a wśród nich był gwar. - Krzysiek! Igła! -krzyczałam w stronę wujka, ale ten jak głuchy. - Już zebrali manatki i zbliżają się do wyjścia.
- Co teraz? - zapytał głupio Tomek.
- Jesteś ochroniarzem czy nie? Pozawalasz mi do niego iść czy nie? - zapytałam chwytając plecak i zakładając go.
- A co jeśli jesteś hotką? - zapytał. Myślałam, że mi ufa.
- Jesteś idiotą! - powiedziałam i przeskoczyłam barierkę. Biegiem rzuciłam się za siatkarzami krzycząc "IGŁA". Popchnęłam niechcący Winiarskiego, który wychodził ostatni trochę oddalony od reszty grupy.
- Ej! - zdążył powiedzieć. Rzuciłam tylko szczere "przepraszam" i pobiegłam jeszcze szybciej, bo zobaczyłam ochronę próbującą mnie dogonić. Wpadłam miedzy Bartmana i Możdżonka znowu przepraszając, że ich potrąciłam. Ostatkiem sił dorwałam kamerzystę. Odwróciłam go w swoją stronę, żeby mnie zobaczył, a sama próbowałam złapać powietrze.
- Już dobrze panowie. - usłyszałam po sekundzie i poczułam szarpnięcie za ramię. - Złapaliśmy tą psychofankę. - ujrzałam goryla. - Wiedziałem, że nie można ci ufać. - powiedział. Popatrzyłam prosto w jego oczy. Kątem oka zobaczyłam, że obok stoi Tomek i patrzy w ziemię.
- Proszę ją zostawić! - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę libero.
- Ale już wszystko w porządku panie Ignaczak. - odezwał sie goryl.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku i popatrzyłam na niego mściwym wzrokiem. Wzrokiem zwycięzcy.
- What's going on? - to Andrea się pojawił i cała drużyna wokół.
- Nothing coach, my niece is here, and this bodyguard think she is fan. - wyjaśnił mój wujek.
- Okey, talk with her and go to bus. - powiedział trener i poszedł w stronę autokaru.
- Thanks coach! - krzyknął jeszcze za Andreą, a ten machnął ręką. Teraz Ignaczak popatrzył na mnie. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go z całych sił. Wujek odwzajemnił uścisk. Kiedy zwolniliśmy uściski zobaczyłam, że goryle nadal stoją, a reprezentacja wpatruję się w nas.
- Cześć Wujku. - powiedziałam w stronę libero, a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Ala, co ty tutaj robisz? - nadal trzymał mnie jednym ramieniem. Spojrzałam w stronę goryli.
- Właśnie uciekłam przed ochroną. Sądzili, że jestem fałszywą bratanicą. Nie chcieli mi wierzyć. - popatrzyłam z wyrzutem i z wyższością w stronę goryla.
- Przepraszamy za zamieszanie. - powiedział ochroniarz. - Chodź Tomasz. Zobaczymy jak będziesz się tłumaczył przed szefem. - zwrócił się do młodego goryla. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Jestem mściwa, więc...
- Tomek! - krzyknęłam, a stojący obok mnie Zatorski, aż zatkał ucho. Uśmiechnęłam się przepraszająco do młodego libero. W tym czasie Tomasz odwrócił się w moją stronę, a ja bez skrupułów powiedziałam. - Gdybyś mi zaufał spełniło by się twoje marzenie, a teraz pamiętaj, że zbłaźniłeś się przed TWOIMI idolami! - powiedziałam spokojnie, ale dość głośno, żeby każdy siatkarz słyszał moje słowa.
- Alicja! - usłyszałam z mojej lewej strony, po której stał mój chrzestny.
- Ty tego nie zrozumiesz wujku. - powiedziałam patrząc za młodym chłopakiem, który załamany odchodził z gorylem. - W Warszawie nie możesz nikomu ufać.
- Nie powinnaś się tak do niego zwracać. - skarcił mnie.
- On mnie nazwał hotką! - wypomniałam na co drużyna siatkarzy zaśmiała się. Popatrzyłam z zaciekawieniem na nich.
- Jak tak biegłaś w naszą stronę to naprawdę wyglądałaś jak hotka. - powiedział atakujący. - Zbyszek jestem.
- Ala. Zawsze wiedziałam, że jest coś we mnie z hotki, w końcu to nie możliwe, żebym tak szalała za Krzysztofem Ignaczakiem. - mrugnęłam do niego i cała drużyna znowu buchła śmiechem.
- Dobra, słuchajcie. To jest moja bratanica Alicja Ignaczak, Ala to są ci ludzie, z którymi muszę współpracować. Nie będę ci ich z imienia i nazwiska przedstawiać, bo wiesz to pewnie lepiej od nich samych. - uśmiechnął się, na co ja odwzajemniłam uśmiech. - Ale powiedz dlaczego tak biegłaś do mnie, przecież mogłaś zadzwonić.
- Na pewno masz teraz przy sobie komórkę. - zaśmiałam się myśląc, że na treningi i mecze jej nie zabiera.
- Mam, nie mogłaś przez telefon? - zapytał.
- To nie jest rozmowa na telefon. - cały czas przysłuchiwała nam się reszta drużyny. - To jest rozmowa na osobności. - powiedziałam wymownie, a siatkarze pokapowali i z uśmiechem poszli do autokaru. Zostałam ja z wujkiem. Tak naprawdę nie wiedziałam o co prosić, ale nie miałam nikogo innego tutaj, tak blisko mnie z rodziny. Nie miałam nikogo oprócz wujka. Może on coś wymyśli. Zawsze mi pomagał, więc teraz też powinien. Usiedliśmy na jakimś murku.
- O co chodzi, Ala? - zapytał patrząc na mnie tymi przenikliwymi oczami. Przed nimi się nic nie ukryje. Spojrzałam na moje dłonie.
- Uciekłam z domu. - przyznałam mu się. Im szybciej tym lepiej.
- Jak to uciekłaś z domu? Dlaczego? - nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
- Ja już tam nie wytrzymuje. Mama w ogóle nie poświęca mi czasu. Wychodzi rano wraca w nocy, a rano w kuchni zastaje tego jej nowego chłopaka w samych majtkach. Ja nie daję rady. Nie interesuje jej nic, nic z mojego życia, a poza tym nie czuje się dobrze w Warszawie. Nie mam przyjaciół, przestałam trenować, bo nie chcę się integrować z tym miastem. Tęsknię z Krakowem, ale najbardziej boli to, że nie moge grać. Nie wiedziałam co robić to przyszłam. Mając nadzieję, że mi jakoś pomożesz. - opowiedziałam mu wszystko. Przez dłuższą chwilę tkwiliśmy w ciszy. Nie wiedziałam o czym on teraz myśli. W głowie miałam pustkę. W końcu się odezwał.
- Zadzwonię do twojej mamy. - powiedział i zaczął wyjmować komórkę z torby.
- Nie! - krzyknęłam wstając. - Ty nic nie rozumiesz! Ja nie chcę tam wracać już nigdy! Nie czuje się tam potrzebna! Gdziekolwiek tylko nie tam! - krzyczałam czując, że pod powiekami zbierają się łzy.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Twoja matka będzie odchodzić od zmysłów! - próbował panować nad emocjami, ale ja już nie panowałam.
- Ona pewnie nawet nie zauważy, że mnie nie ma! Wróci w nocy i bedzie zajęta swoim chłopakiem. Rano wyjdzie wcześniej myśląc, że śpię! Lepiej żeby mnie tam nie było niż żebym męczyła się z nią jeszcze rok! - krzyczałam, a z bezsilności pociekła mi łza po policzku. Szybko ją starłam rękawem bluzy. Nie lubiłam okazywać słabości.
- Czy ty wiesz co mówisz?! To jest twoja matka! - chwycił mnie za ramiona, też już był zdenerwowany. - Ona cię kocha!
- Gówno prawda! - powiedziałam patrząc w jego oczy. - Od czterech lat nie pamięta o moich urodzinach. - powiedziałam spokojnie. Oczy miałam pełne łez, ale to nie koniec kazania. - Czuje się jak sierota, a mam oboje żywych rodziców. Przypominam ci, że ojciec zostawił nas 5 lat temu i do tej pory się nie odezwał, a moja matka... Zachowuje się gorzej niż nastolatka. Mam dość tego domu! - krzyknęłam. Wujek przytulił mnie do siebie, a ja dałam upust emocjom. Zaczęłam łkać wtulona w jego tors. To on był mi najbliższy z nich wszystkich. Nie ojciec, nie matka, nie mój brat. Mój chrzestny. Płakałam długo przemieniając wszystkie moje żale w łzy. Kiedy w końcu się opanowałam. Usiedliśmy, ale nadal wujek tulił mnie do siebie. Tyle miłości ile on mi dał, nie dali mi matka i ojciec razem wzięci.
- Coś wymyślimy. - szepnął. Wiedziałam, że teraz bije się z myślami co ze mną zrobić. Czułam się jeszcze gorzej niż przedtem. Nie chciałam czegoś od niego wyciągać. Przyszłam tu z bezsilności, bo wiedziałam, że on mnie zrozumie. Mój wujek jest na prawdę wyjątkowym człowiekiem. Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy. Pojedyncze łzy nadal płynęły po moich policzkach. Zobaczyłam, że w naszą stronę zmierzają Andrea First i Andrea Second oraz "doktor Sowa". Wujek dostanie burę... Przeze mnie.
- Daj mi z nimi pogadać. - powiedział. Odeszli we czwórkę na bok. Zapewne tłumaczył im sytuacje jaka zaistniała, bo co chwilę widziałam ukradkowe spojrzenia obu trenerów i doktora. Nie miałam pojęcia o czym rozmawiają. Chyba zaczęłam żałować, że tutaj przyszłam. Mogłam poszukać kogoś kto potrzebuje współlokatora i zamieszkać. Poszukać jakiejś pracy i odciąć się od matki, ale ja nie. Musiałam pójść do znanego siatkarza i prosić o pomoc. Inteligentne... Po chwili pojawił się przy mnie Andrea Anastasi.
- Hello! I'm Andrea and you're Alicja, right? - zapytał mnie. Jak dobrze, że angielski mam na dobrym poziomie.
- Hello, yes I am. - odpowiedziałam na zadane pytanie.
- Do you want to work with us? - zapytał mnie po raz kolejny, ale tym razem szczena mi opadła. Prawie. Ja miałabym pracować z reprezentacją? - Igła told me about your situation with your mother. I think you can work with us. If you want. - uśmiechnął się. Nie wierzyłam w to co słyszałam. - Do you want?
- Yes! Oh, thank you. It's the best day in my life! - powiedziałam i przytuliłam trenera. Może trochę się spouchwalam, ale cóż. Byłam taka szczęśliwa.
- Igła will tell you everything about your job. - uśmiechnął się po raz kolejny, a ja kolejny raz rzuciłam "thank you!". Później już tylko wylądowałam w uściskach wujka dziękując mu za wszystko.

*
Hej, witam, cześć!
Jak obiecałam dodaje rozdział drugi. Ciekawa jestem jak Wam się podoba zaistniała sytuacja, bohaterka, jakie emocje na Was wywarła historia. Napiszcie w komentarzach co Wam się podoba, a co wkurza lub wyszło źle. Każdą opinię, komentarz czytam!
Pozdrawiam gorąco! Irish Girl
PS Pojawia się tutaj troszkę angielskiego, ale myślę, że podstawy każdy zna. Jeśli nie to Google Tłumacz nie gryzie :)

czwartek, 12 września 2013

1. Wejście na stadion.

6 czerwca 2013r.

- Ala, wrócę wieczorem. Bądź grzeczna. - rzuciła mama od progu i wyszła. Była dopiero 7.30, a ta już planowała, że nie wróci do domu. Tak się mną interesowała. Nie zdziwi jej fakt, że nie pójdę do szkoły przez najbliższe dni, że nie pokaże się w domu przez najbliższe... Lata? Jeśli tylko mi się uda nie wrócę tu już nigdy. Byłam na to przygotowana od kilku dni. Plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami miałam spakowany już od kilku dni. O kasę się nie martwiłam. Mama zawsze trzymała około tysiąca złotych w domu i dziś miałam zamiar je zabrać. Do tego miałam swoje oszczędności ok. 200 zł i kartę bankomatową. Całą kwotę wypłacę przy najbliższej okazji, żeby nie mogła mi jej zablokować. Karteczkę z tekstem "Dzięki za pożyczkę." zostawiłam w miejscu pieniędzy. Ubrałam jansy, wygodne buty, t-shirt, bluzę z kapturem i mogłam iść. Kierunek Narodowy.

~*~

Pod stadionem byłam o godzinie 14.00. Po drodze zabrałam jeszcze moje fundusze z konta. Spojrzałam na wielką budowlę. Tutaj przegrywaliśmy na Euro 2012. Tyle kasy w błoto, ale trzeba promować stadion, dzisiaj padło na siatkarzy. Z zewnątrz nie przyprawiał o zawrót głowy. Nie lubiłam piłki nożnej. Cały czas wkurzało mnie to, że jest dużo ważniejsza od siatkówki, która powinna być sportem narodowym. Piłka nożna w klasyfikacji FIFA jest na którym miejscu? Gdzieś koło 60? A siatkarze są na 4 miejscu w rankingu FIVB. To nie jest sprawiedliwe. Znowu spojrzałam w kierunku tej budowli.
Najdziwniejsze z tego wszystkiego jest to, że po przegranym meczu piłkarzy kibice na chwilę są oburzeni, a później znowu lecą na stadion z nadzieją na wygraną i kolejna klapa. Zupełnie inaczej jest z siatkarzami. Wygrywają to reszta ma gdzieś ich WIELKIE sukcesy, a jak raz im się nie powiedzie to nagle wszyscy na nich psy wieszają. Co było z Igrzyskami? Piłkarze nawet z najłatwiejszej grupy nie potrafią wyjść. Siatkarze podnoszą się po porażce. Szkoda, że nikt tego nie docenia. Westchnęłam i zaczęłam zmierzać do wejścia na stadion. Oczywiście stał ochroniarz. Ciekawe jak go przekonać do wejścia. Zapewne nie uwierzy, że jestem bratanicą Ignaczaka. Warto próbować. Podeszłam do tego typowego goryla.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się promiennie jak to miałam w swoim krakowskim zwyczaju.
- Dzień dobry. - odpowiedział patrząc na mnie jakbym była co najmniej z Marsa. Stwierdziłam, że jeśli mnie nie zatrzymuję to dalej zmierzam do wejścia. Już przechodziłam przez próg, ale goryl pokapował się, że mam zamiar wejść na stadion. - Ej! Mała co ty chcesz zrobić? - zapytał. Już miałam odpowiedzieć "mała to jest twoja pała", ale wtedy to już w ogóle by mnie nie wpuścił.
- Planuję wejść na stadion. Przeszkadza to panu? - zapytałam uśmiechając się po raz kolejny. Znowu popatrzył na mnie dziwnie, tym razem jakbym była afganistańskim terrorystą.
- Aaa.. - jąkał się. - A masz przepustkę? - zapytał. Ups... No to czas zacząć teatrzyk pod tytułem "improwizacja".
- Niestety nie mam, a gdzie ją mogę zdobyć? - kolejny uśmiech, który musiałam posłać do tego goryla.
- Już za późno na zdobywanie przepustek. - uśmiechnął się jakby miał mnie już z głowy. Teraz jeszcze bardziej mnie poirytował.
- Nie jestem żadną hotką. - próbowałam go przekonać na co on tylko pokiwał głową z politowaniem i uśmiechnął się ironicznie. Westchnęłam. Czas zacząć mówić prawdę. - Ja chciałabym zobaczyć się z wujkiem. On teraz będzie grał sparring z Brazylią.
- Taa.. A jak się nazywa? - zapytał uśmiechając się do mnie jak do dziecka.
- Krzysztof Ignaczak, libero Reprezentacji Polski. Kojarzy go pan?
- Oczywiście, że tak. Za dużo sobie wyobrażasz dziecko drogie. - poklepał mnie po ramieniu na co ja zrobiłam wzrok 'Are you fuckin' kinding me?'.
- On na prawdę jest moim wujkiem. Nawet chrzestnym! - prawie krzyczałam z irytacji.
- Taa.. A moim wujkiem jest Giba. - powiedział z sarkazmem.
- Widzi pan. Powinien pan wiedzieć jak się czuję kiedy nikt mi nie wierzy. - westchnęłam. Wyciągnęłam dowód osobisty, który miałam na czas określony. Popatrzył na moje nazwisko, a później na mnie jak na idiotkę. - Co mam panu akt chrztu przynieść?! - krzyknęłam.
- Przesadzasz już. Zmykaj. Spotkasz "wujka" na innym meczu. - pomachał mi przed oczami.
- Obiecuję, że jak tylko pojawi się mój wujek wszystko potwierdzi. Może mnie pan nawet pilnować, żebym nie zachowywała się jak psychofanka. Proszę! - zrobiłam oczy kota ze Shreka chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Dobra, ale jak to nie będzie twój wujek to masz przekichane. - popatrzył na mnie z dystansem, a ja odetchnęłam z ulgą.

~*~

Po piętnastu minutach przyszedł Tomek, młodszy ochroniarz, który miał mnie pilnować na stadionie i sprawdzić czy Ignaczak to rzeczywiście mój wujek. Jakby moje nazwisko nie mówiło samo za siebie. Tomek miał 21 lat i dopiero zaczynał tą pracę, a zadanie "pilnowania mnie" miało być jego pierwszym poważnym zadaniem w karierze.
- Serio Igła to twój wujek? - zapytał kiedy weszliśmy na stadion, ale ja zaniemówiłam. Ujrzałam boisko do siatkówki. Pomarańczowe pole, linie: końcową i 3 metra, siatkę rozwieszoną przez środek, a wokoło mnóstwo mikas. Tak za tym tęskniłam. Kiedy wyjechałam z Krakowa matka odebrała mi jeszcze coś. Pasję. Grałam w szkolnym klubie w siatkówkę na przyjęciu. Od tamtego czasu nie widziałam boiska przed oczami.
- Ej! Ala, co jest? - zapytał, bo już zdążyliśmy wymienić uprzejmości wcześniej.
- Możemy podejść bliżej? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, ale tylko do barierek. - uśmiechnął się. Nie wiedział jakie to dla mnie ważne. Zauważyłam, że trochę osób jest przy barierkach. Więc czemu ten goryl nie chciał mnie wpuścić. Stanęliśmy przy barierkach. Na parkiecie już była drużyna z Brazylii. Rozgrzewali się z piłkami.
- O co pytałeś mnie wcześniej? - zapytałam bruneta wpatrzonego w szybującą mikasę.
- Czy Igła to twój wujek na prawdę. - popatrzył w moją stronę. Uśmiechnęłam się.
- Tak, to mój wujek. A ja muszę go dzisiaj do czegoś przekonać. - westchnęłam. I popatrzyłam w jego błękitne oczy.
- Po co ci tyle bagażu? - zaśmiał się podnosząc mój plecak z podłoża.
- Uciekłam z domu. - przyznałam. Nie wiem czemu zaufałam temu chłopakowi.
- Dlaczego? - był szczerze zdumiony. Nie chciałam o tym teraz rozmawiać. Nie z kimś kogo znam od jakichś 20 minut.
- Nie ważne. - powiedziałam i zobaczyłam, że w moją stronę leci mikasa. Cofnęłam się trochę i przyjęłam tak, że piłkę złapał Bruno. Uśmiechnął się do mnie i podziękował skinieniem głowy. I wtedy zobaczyłam ich. Ubrani w dresy weszli na stadion.
- Reprezentacja. - szepnął Tomek. Tak, to oni. W całej swojej krasie.

*
Pierwszy rozdział. Już sama sobie nie dotrzymuje słowa, bo miał się pojawić w weekend, ale dziś jest wyjątkowy dzień, przynajmniej dla mnie. Z tej właśnie okazji mam dla Was prezent w postaci rozdziału.
Czekam na komentarze.
Pamietajcie, że Was uwielbiam i widzimy się w sobotę z drugim rozdziałem :)
Całusy, Irish Girl.

poniedziałek, 9 września 2013

Prolog.

Mam na imię Alicja. Jestem szesnastoletnią dziewczyną zadufaną w sobie. Tak byś o mnie pomyślał, ale ja tylko nie mam przyjaciół. Nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiać, komu mogłabym się wyżalić, z kim mogłabym się powygłupiać. Straciłam ich, straciłam całą moją paczkę przyjaciół, którzy mnie kochali. Wszystko za sprawą matki i jej nowego kochanka. Musiałam się wyprowadzić z Krakowa, zostawić za sobą przyjaciół i chłopaka, żeby zamieszkać w zabieganej Warszawie. Przyjaźnie i związki na odległość nie trwają długo. Kończą się. Teraz nie mam nikogo z kim normalnie mogłabym rozmawiać. Z matką się kłócę, a jej chłopaka nie chce widzieć na oczy. Nie szukałam tu przyjaźni. W Warszawie są tylko zadufani w sobie hejterzy.
Jest tylko jedna osoba, która jest mi bliska pomimo tylu przeżyć. Mój wujek. Niestety, mieszka w oddalonym o setki kilometrów Rzeszowie. Ponadto cały czas podróżuje. Ciocia z dzieciakami zostaje w domu i czeka, aż przykładny mąż i ojciec wróci z kolejnym medalem albo pucharem. Mój wujek to Krzysztof Ignaczak, Reprezentant Polski i libero klubu Asseco Resovia Rzeszów. Prywatnie mój ojciec chrzestny. Jest dla mnie raczej jak ojciec niż jak wujek, on bardziej się mną interesuje niż biologiczny tata.
Mój ojciec, Marcin, wyjechał do USA w interesach. Na rok... Od pięciu lat jest tylko naszym wspomnieniem. Po rozprawie rozwodowej z mamą widzieliśmy go po raz ostatni. Nie dzwoni, nie pisze. Jedynym śladem, że wciąż żyje są alimenty przychodzące co miesiąc. Nie robi tego z miłości do nas czy z jakiegoś poczucia odpowiedzialności. Dla niego jest to jedynie obowiązek, żeby nie dostał kary. Czasami myślę, że to my jesteśmy karą za to, że związał się z taką kobietą.
Mówię "my", bo mam brata, Artura. On był najbliższy mi z rodziny, dopóki nie skończył 18 roku życia. Najzwyczajniej w świecie zostawił mnie z tą chorą rodzinką. Zamieszkał sam w Krakowie i rozwija swoje pasje. Zawsze chciał zostać fotografem. Zaczynał z fotografią sportową robiąc zdjęcia wujkowi i jego kolegom kiedy grali mecz. Teraz czasami z nimi jeździ, żeby zarobić parę groszy. Zazdroszczę mu tego, że nie musi znosić humorów matki. Obiecał, że mnie wyrwie stąd, ale czekam już rok, aż mój 19-nasto letni brat ruszy tyłek, żeby mnie stąd zabrać.
Za niedługo kończę siedemnaście lat. Nie będę czekała jak na zbawienie. Biorę sprawy w swoje ręce. Słyszałam, że reprezentacja ma niedługo sparring z Brazylią na Narodowym. Od dawna na to czekałam i już zaplanowałam. Nie powstrzyma mnie nikt, bo Alicja Ignaczak walczy o swoje. Zawsze.


*
Witam Was ! Wróciłam z nową energią, zapałem i pomysłami.
Mam nadzieję, że znajdą się tutaj czytelnicy przygód Ali i Reprezentacji?
Kolejna część już w weekend! Zapraszam!
Irish Girl ♥