czwartek, 12 września 2013

1. Wejście na stadion.

6 czerwca 2013r.

- Ala, wrócę wieczorem. Bądź grzeczna. - rzuciła mama od progu i wyszła. Była dopiero 7.30, a ta już planowała, że nie wróci do domu. Tak się mną interesowała. Nie zdziwi jej fakt, że nie pójdę do szkoły przez najbliższe dni, że nie pokaże się w domu przez najbliższe... Lata? Jeśli tylko mi się uda nie wrócę tu już nigdy. Byłam na to przygotowana od kilku dni. Plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami miałam spakowany już od kilku dni. O kasę się nie martwiłam. Mama zawsze trzymała około tysiąca złotych w domu i dziś miałam zamiar je zabrać. Do tego miałam swoje oszczędności ok. 200 zł i kartę bankomatową. Całą kwotę wypłacę przy najbliższej okazji, żeby nie mogła mi jej zablokować. Karteczkę z tekstem "Dzięki za pożyczkę." zostawiłam w miejscu pieniędzy. Ubrałam jansy, wygodne buty, t-shirt, bluzę z kapturem i mogłam iść. Kierunek Narodowy.

~*~

Pod stadionem byłam o godzinie 14.00. Po drodze zabrałam jeszcze moje fundusze z konta. Spojrzałam na wielką budowlę. Tutaj przegrywaliśmy na Euro 2012. Tyle kasy w błoto, ale trzeba promować stadion, dzisiaj padło na siatkarzy. Z zewnątrz nie przyprawiał o zawrót głowy. Nie lubiłam piłki nożnej. Cały czas wkurzało mnie to, że jest dużo ważniejsza od siatkówki, która powinna być sportem narodowym. Piłka nożna w klasyfikacji FIFA jest na którym miejscu? Gdzieś koło 60? A siatkarze są na 4 miejscu w rankingu FIVB. To nie jest sprawiedliwe. Znowu spojrzałam w kierunku tej budowli.
Najdziwniejsze z tego wszystkiego jest to, że po przegranym meczu piłkarzy kibice na chwilę są oburzeni, a później znowu lecą na stadion z nadzieją na wygraną i kolejna klapa. Zupełnie inaczej jest z siatkarzami. Wygrywają to reszta ma gdzieś ich WIELKIE sukcesy, a jak raz im się nie powiedzie to nagle wszyscy na nich psy wieszają. Co było z Igrzyskami? Piłkarze nawet z najłatwiejszej grupy nie potrafią wyjść. Siatkarze podnoszą się po porażce. Szkoda, że nikt tego nie docenia. Westchnęłam i zaczęłam zmierzać do wejścia na stadion. Oczywiście stał ochroniarz. Ciekawe jak go przekonać do wejścia. Zapewne nie uwierzy, że jestem bratanicą Ignaczaka. Warto próbować. Podeszłam do tego typowego goryla.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się promiennie jak to miałam w swoim krakowskim zwyczaju.
- Dzień dobry. - odpowiedział patrząc na mnie jakbym była co najmniej z Marsa. Stwierdziłam, że jeśli mnie nie zatrzymuję to dalej zmierzam do wejścia. Już przechodziłam przez próg, ale goryl pokapował się, że mam zamiar wejść na stadion. - Ej! Mała co ty chcesz zrobić? - zapytał. Już miałam odpowiedzieć "mała to jest twoja pała", ale wtedy to już w ogóle by mnie nie wpuścił.
- Planuję wejść na stadion. Przeszkadza to panu? - zapytałam uśmiechając się po raz kolejny. Znowu popatrzył na mnie dziwnie, tym razem jakbym była afganistańskim terrorystą.
- Aaa.. - jąkał się. - A masz przepustkę? - zapytał. Ups... No to czas zacząć teatrzyk pod tytułem "improwizacja".
- Niestety nie mam, a gdzie ją mogę zdobyć? - kolejny uśmiech, który musiałam posłać do tego goryla.
- Już za późno na zdobywanie przepustek. - uśmiechnął się jakby miał mnie już z głowy. Teraz jeszcze bardziej mnie poirytował.
- Nie jestem żadną hotką. - próbowałam go przekonać na co on tylko pokiwał głową z politowaniem i uśmiechnął się ironicznie. Westchnęłam. Czas zacząć mówić prawdę. - Ja chciałabym zobaczyć się z wujkiem. On teraz będzie grał sparring z Brazylią.
- Taa.. A jak się nazywa? - zapytał uśmiechając się do mnie jak do dziecka.
- Krzysztof Ignaczak, libero Reprezentacji Polski. Kojarzy go pan?
- Oczywiście, że tak. Za dużo sobie wyobrażasz dziecko drogie. - poklepał mnie po ramieniu na co ja zrobiłam wzrok 'Are you fuckin' kinding me?'.
- On na prawdę jest moim wujkiem. Nawet chrzestnym! - prawie krzyczałam z irytacji.
- Taa.. A moim wujkiem jest Giba. - powiedział z sarkazmem.
- Widzi pan. Powinien pan wiedzieć jak się czuję kiedy nikt mi nie wierzy. - westchnęłam. Wyciągnęłam dowód osobisty, który miałam na czas określony. Popatrzył na moje nazwisko, a później na mnie jak na idiotkę. - Co mam panu akt chrztu przynieść?! - krzyknęłam.
- Przesadzasz już. Zmykaj. Spotkasz "wujka" na innym meczu. - pomachał mi przed oczami.
- Obiecuję, że jak tylko pojawi się mój wujek wszystko potwierdzi. Może mnie pan nawet pilnować, żebym nie zachowywała się jak psychofanka. Proszę! - zrobiłam oczy kota ze Shreka chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Dobra, ale jak to nie będzie twój wujek to masz przekichane. - popatrzył na mnie z dystansem, a ja odetchnęłam z ulgą.

~*~

Po piętnastu minutach przyszedł Tomek, młodszy ochroniarz, który miał mnie pilnować na stadionie i sprawdzić czy Ignaczak to rzeczywiście mój wujek. Jakby moje nazwisko nie mówiło samo za siebie. Tomek miał 21 lat i dopiero zaczynał tą pracę, a zadanie "pilnowania mnie" miało być jego pierwszym poważnym zadaniem w karierze.
- Serio Igła to twój wujek? - zapytał kiedy weszliśmy na stadion, ale ja zaniemówiłam. Ujrzałam boisko do siatkówki. Pomarańczowe pole, linie: końcową i 3 metra, siatkę rozwieszoną przez środek, a wokoło mnóstwo mikas. Tak za tym tęskniłam. Kiedy wyjechałam z Krakowa matka odebrała mi jeszcze coś. Pasję. Grałam w szkolnym klubie w siatkówkę na przyjęciu. Od tamtego czasu nie widziałam boiska przed oczami.
- Ej! Ala, co jest? - zapytał, bo już zdążyliśmy wymienić uprzejmości wcześniej.
- Możemy podejść bliżej? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, ale tylko do barierek. - uśmiechnął się. Nie wiedział jakie to dla mnie ważne. Zauważyłam, że trochę osób jest przy barierkach. Więc czemu ten goryl nie chciał mnie wpuścić. Stanęliśmy przy barierkach. Na parkiecie już była drużyna z Brazylii. Rozgrzewali się z piłkami.
- O co pytałeś mnie wcześniej? - zapytałam bruneta wpatrzonego w szybującą mikasę.
- Czy Igła to twój wujek na prawdę. - popatrzył w moją stronę. Uśmiechnęłam się.
- Tak, to mój wujek. A ja muszę go dzisiaj do czegoś przekonać. - westchnęłam. I popatrzyłam w jego błękitne oczy.
- Po co ci tyle bagażu? - zaśmiał się podnosząc mój plecak z podłoża.
- Uciekłam z domu. - przyznałam. Nie wiem czemu zaufałam temu chłopakowi.
- Dlaczego? - był szczerze zdumiony. Nie chciałam o tym teraz rozmawiać. Nie z kimś kogo znam od jakichś 20 minut.
- Nie ważne. - powiedziałam i zobaczyłam, że w moją stronę leci mikasa. Cofnęłam się trochę i przyjęłam tak, że piłkę złapał Bruno. Uśmiechnął się do mnie i podziękował skinieniem głowy. I wtedy zobaczyłam ich. Ubrani w dresy weszli na stadion.
- Reprezentacja. - szepnął Tomek. Tak, to oni. W całej swojej krasie.

*
Pierwszy rozdział. Już sama sobie nie dotrzymuje słowa, bo miał się pojawić w weekend, ale dziś jest wyjątkowy dzień, przynajmniej dla mnie. Z tej właśnie okazji mam dla Was prezent w postaci rozdziału.
Czekam na komentarze.
Pamietajcie, że Was uwielbiam i widzimy się w sobotę z drugim rozdziałem :)
Całusy, Irish Girl.

6 komentarzy:

  1. no zapowiada się bardzo ciekawie :) czekam na kolejny :D K.

    OdpowiedzUsuń
  2. początek mi się podoba :) a może jednak w piątek ?? nie moge sie doczekac nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ps. Zapraszam do mnie : www.zostales-w-tle.blogspot.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie się wciągnęłam w ten rozdział, a tu już koniec, ehh. ŚWIETNIE PISZESZ! :D
    gemsetmeczjanowicz9.blog.pl - zapraszam do mnie ;]
    pzdr :3

    OdpowiedzUsuń