sobota, 21 września 2013

3. Pierwszy trening.

Nie mogłam w to uwierzyć. Ja? Ja mam pracować z Reprezentacją Polski w Piłce Siatkowej Mężczyzn! Na pewno nie obejmę ważnej funkcji, ale... Nie każdy pozwoliłby mi wejść do załogi. Jeszcze takiej ważnej. Nie interesowało mnie co to za funkcja. Ważne, że miałam dach nad głową i zajęcie.
- Chodź. Powiemy o twojej funkcji reszcie. - powiedział mój wujek. Poprowadził mnie do autokaru. Najpierw Andrea przedstawił mnie sztabowi szkoleniowemu i powiedział jaka będzie moja funkcja. Po angielsku brzmi lepiej. Ballsgiver czyli po polsku 'podawacz piłek'. Żadna praca nie hańbi. Następnie przeszliśmy dwa kroki i mój kochany wujek zaczął mnie przedstawiać. Większość siatkarzy patrzyła na mnie jakby mnie pierwszy raz na oczy widziała, a reszta dziwiła się co tutaj robię.
- Drodzy moi koledzy. - zaczął Igła. - Przedstawiam wam, po raz drugi, moją bratanicę, Alicję Ignaczak. Od dzisiaj będzie częścią sztabu szkoleniowego. Jej zadanie to nie będzie masowanie was, nie ciesz się tak Zibi. Obejmie funkcję ballsgiver. - To była oficjalna część przemówienia, ale po chwili mój wujek dodał. - I niech mi któryś ją tknie to zapomnę, że jesteśmy kolegami z drużyny. - obwieścił co spotkało się z uśmiechami na twarzach siatkarzy. Usiadłam sobie z przodu, zaraz za sztabem szkoleniowym, żeby nie przeszkadzać siatkarzom. Nie długo jednak znajdowałam się z przodu autokaru. Siatkarze z tyłu zaczęli mnie wołać. To poszłam do nich.
- Słucham? Może piłkę podać? - zapytałam z uśmiechem stojąc przy fotelu Kurka.
- Będziesz nam jeszcze boisko wycierać. - oznajmił mój wujek. Zdziwienie na mojej twarzy wywołało śmiech osobników siedzących w zasięgu wzroku. Nie należałam jednak do osobników, które szybko się peszą.
- Nie stój tak jak kołek, tylko usiądź. - powiedział Zibi. Rozejrzałam się wokoło wymownie sygnalizując, że nie ma za bardzo miejsca. - Chodź tutaj. - dodał i poklepał miejsce obok siebie. Zajęłam je z przyjemnością, bo teraz jechaliśmy po typowej polskiej drodze. Dziurawej.
- Więc, przyszłaś do Igły po pracę? - zapytał Bartosz Kurek świdrując mnie swoimi niebieskimi oczami. Uśmiechnęłam się.
- Nie, nie po pracę, ale po pomoc. I tak jakoś wyszło... - powiedziałam, a mój uśmiech zgasł.
- Ale co się stało? - zapytał Zbyszek zza moich pleców. Zawsze musiałam do kogoś siedzieć tyłem.
- Musicie tak ją o wszystko wypytywać? - oburzył się wujek Igła.
- To jakaś tajemnica? - tym razem do rozmowy wtrącił się Ruciak.
- Żadna tajemnica. - powiedziałam, a Ignaczak rzucił mi dziwne spojrzenie. - Skoro mamy "współpracować" mają prawo wiedzieć. - spojrzałam w oczy wujka. Teraz zwróciłam się do reszty. - Uciekłam z domu, bo matka miała mnie gdzieś, a ojciec wyjechał 5 lat temu do USA i nie daje znaku życia. A "Igła" to mój ojciec chrzestny. Ot cała historia. - powiedziałam i wszyscy, którzy byli w pobliżu i słyszeli co mówiłam patrzyli na mnie teraz wielkimi oczami.
- Nie wiedzieliśmy. - powiedział Zibi.
- I dlatego się pyta, żeby wiedzieć. - odparłam. - Co jeszcze chcecie wiedzieć? - zapytałam, ale zobaczyłam tylko wlepione we mnie gały. - Ja wiem o was dużo i to nie bardzo ma sensu żebym to ja was pytała, więc...
- To może zwyczajnie opowiedz o sobie. - zaproponował Bartek. Zgodziłam się.
- Więc jestem Alicja Ignaczak. Mam szesnaście lat, ale rocznikowo siedemnaście. Od lat kocham siatkówkę, w końcu nazwisko zobowiązuje. - powiedziałam i ujrzałam zachęcające uśmiechy. - Kiedy mieszkałam w Krakowie grałam w szkolnym klubie na pozycji przyjmującej. W Warszawie jednak nie miałam ochoty dołączyć do jakiejkolwiek drużyny. Bardzo za tym tęsknie. Mam brata, Artura, który rozwija się w stronę fotografii. To chyba też jest rodzinne. - popatrzyłam wymownie w stronę wujka i zaśmiałam się, a reszta mi zawtórowała. - Co jeszcze mogę powiedzieć?
- Kibicujesz? - kiwnęłam głową w odpowiedzi na pytanie Kurka. - To czekamy na opowieści.
- Kibicuję Polsce, jeśli się domyślacie. A klubowo to Resovii i Jastrzębskiemu. Marzenie, żeby te dwa kluby stanęły naprzeciwko siebie w finałach play-off. - powiedziałam, a Zbyszek zadał kolejne pytanie.
- A jakby było takie starcie, to któremu kibicowałabyś bardziej? - zapytał z błyskiem w oku.
- Temu, w którym grałbyś ty. - powiedziałam i zaśmiałam się, a na policzkach Zbycha pojawiły się rumieńce. - A tak na serio to Resovii. Zawsze i wszędzie.
- Gdyby tam Igła nie grał to byś nie kibicowała. - powiedział z przekonaniem Kurek.
- Jak jeszcze wujek był w Skrze to kibicowałam Skrze, ale kiedy ciocia zabrała mnie na mecz Resovii pierwszy raz, zaraz po tym jak na libero pojawił się "Ignaczak" zakochałam się w tej atmosferze na Podpomiu i tak zostało. Teraz już zawsze będzie Sovia. - uśmiechnęłam się. - Mistrz Polski! - krzyknęłam tak, że się odwróciła w moją stronę połowa autokaru.
- A dzięki komu? Dzięki komu? - zapytał Zbyszek z nieukrywaną dumą.
- Dzięki Lotmanowi, Akhremowi, Ignaczakowi, Kosokowi, Nowakowskiemu, Grzybowi, Mice, Dobrowolskiemu i wielu innym osobom. - uśmiechnęłam się. - A! I jeszcze jednemu! Schopsowi, zapomniałabym. - cały tył zaczął się śmiać, bo mina Zbyszka wyrażała wszystko.
- Nie zapomniałaś o kimś? - zapytał mój wujek uśmiechając się.
- Chyba tak, był jeszcze taki jeden siatkarz. On zastąpił niby Grozera na ataku. - zamyśliłam się. - Jak mu tam było? Czekaj! Już wiem! Batman! - reszta wybuchnęła śmiechem, aż Andrea z przodu autokaru odwrócił się w naszą stronę.
- Nie drażnij się ze mną. - powiedział Zbyszek.
- Dlaczego? - zapytałam z miną niewiniątka. - Dobrze wiem jak masz na nazwisko, panie BARTMAN. - wypowiedziałam wyraźnie nazwisko atakującego.
- Jesteś samo zuo! - odrzekł ZB9 i zaśmiał się.
- Dobra panowie, dosyć tego dobrego. Zawijamy do hotelu. - powiedział Igła i jak na dżentelmenów przystało wszyscy przepuścili mnie przodem do mojego bagażu, który został z przodu autokaru. Taka atmosfera tylko w reprezentacji. Weszliśmy do hotelu. Panowie zajmowali drugie piętro. Trzeba było jeszcze jeden pokój zarezerwować. Dostałam jedynkę pomiędzy pokojem wujka i Żygadły oraz Zibiego i Michała Kubiaka. Dziwnie czułam się będąc jedyną dziewczyną pośród chłopaków. Znalazłam się w pokoju 209. Jutro miał być pierwszy mecz Ligi Światowej w dodatku z Brazylią. Chłopaki mieli dobre odczucia, ale mnie nerwy zżerały od środka. Dzisiaj o 17.00 czekał mnie pierwszy trening z nimi. Dostałam instrukcje od Andrei żebym ubrała się na luzie, bo oni dopiero zamówią dla mnie koszulki z napisem "POLSKA". O 16.00 do mojego pokoju wparował wujek.
- Siemanko Młoda. Już się rozgościłaś? - zapytał na co pokiwałam głową. Usiadł na moim łóżku jakby był u siebie. - Nie zapomnij o treningu o 17.00. Zbiórka jest o pół do piątej.
- Dobrze, że mi o tej zbiórce powiedziałeś, bo ja znalazłabym się dopiero o 17.00 w holu hotelowym. - uśmiechnęłam się i zaczęłam szukać spodni od dresu.
- Ubierz coś sportowego i wygodne buty, bo może zagrasz sobie z nami dziś na treningu. - mrugnął do mnie i zabrał się za moją komórkę. Zawsze przeglądał moją muzykę. Wyjęłam z plecaka szare spodnie od dresu, za dużą, białą koszulkę z napisem "Be Happy!" i uśmiechniętą buźką, w której czasami spałam i czarną bluzę ze znaczkiem Nike ubieraną przez głowę.
- Idę się przebrać. - poinformowałam. - I błagam nie rozwal mojego telefonu. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Nie bój żaby. Wujek Igła nad wszystkim panuje. - roześmiałam się wchodząc do łazienki. Ubrałam wszystko na siebie i wyszłam.
- I jak? - zapytałam, bo mój wujek z posępną miną patrzył się w ekran. - Nie mów, że zepsułeś.
- Zaciął się. - wzruszył ramionami na co ja wzięłam od niego telefon.
- Oj, co ja z tobą mam. - szybko zresetowałam urządzenie. Położyłam na łóżku obok wujka, ale ten tylko delikatnie go odstawił. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się.
- Co? - zapytał głupkowato.
- Dziękuję ci. - powiedziałam i przytuliłam go. - Zachowujesz się jak mój ojciec. - wyszeptałam w jego klatkę piersiową. - Czasami zazdroszczę Sebie i Domi takiego taty. - dodałam, a po policzku popłynęła łza. Znowu zaczynałam się rozklejać. Pociągnęłam nosem.
- Nie płacz. - potrząsnął mną lekko. - Ja zawsze ci pomogę. - powiedział i znowu mnie przytulił. A później wstał i podszedł do drzwi. - Przyjdziemy po ciebie z Ziomkiem. - powiedział na odchodnym, a gdy zamknął za sobą drzwi wyszeptałam tak cicho, że nawet sama ledwo siebie usłyszałam:
- Kocham cię, wujku.
~*~
O 16:25 już miałam wszystko ubrane i przygotowane. Odruchowo złapałam gumkę do włosów i związałam niedbałego kucyka. Przyzwyczajenie z treningów. Tak tęskniłam za potem, który był wszędzie, za zmęczeniem i przede wszystkim za dobrą kondycją. Niestety moja wydolność bardzo szybko spadła po tym jak opuściłam Kraków. Może dzisiaj się troszeczkę rozruszam chociaż. Na stadionie to o mało płuc nie wyplułam jak goniłam wujka. Wstąpiłam jeszcze do toalety, a kiedy zamykałam drzwi i gasiłam światło usłyszałam pukanie. Zabrałam telefon do kieszeni dresu i wyszłam z pokoju starannie go zamykając. Odwróciłam się od drzwi, a przed sobą ujrzałam czterech wielkoludów. Miał po mnie przyjść wujek i Łukasz, ale ich tu nie było. Za to ujrzałam Zbyszka, Michała K., Piotrka i Bartka.
- Eee... - wyjąkałam. Popatrzyłam po nich wszystkich. - Ale macie trening no nie? - zapytałam głupio.
- Wyobraź sobie, że tak. - zaśmiał się Zibi, a reszta mu zawtórowała. Kolejny raz popatrzyłam na tych czterech mężczyzn, którzy mnie otoczyli.
- No to co tu jeszcze robicie? Na zbiórkę. - powiedziałam i pokazałam im kierunek schodów.
- Ale my przyszliśmy po ciebie. - powiedział Pit. Zaśmiałam się, a oni popatrzyli na mnie z zaciekawieniem.
- Po co mi taka obstawa? - zapytałam. Kubi się tylko uśmiechnął i powiedział:
- Musimy dbać o jedyną kobietę w naszym gronie. Naszą panią ballsgiver. - zaśmiał się, a reszta poszła w jego ślady.
- Nie wiem czy to był komplement czy po prostu się ze mnie śmiejecie. - powiedziałam. W tej chwili z sąsiedniego pokoju wyszedł wujek i Łukasz Żygadło.
- Widzę, że już masz niezłą obstawę. - zaśmiał się Ignaczak.
- Ktoś zapukał. Wyszłam spodziewając się was, a tu surprise. Czterech innych zamiast ciebie i pana Łukasza. Oj młodsze pokolenie prześcignęło starych pryków. - roześmiałam się razem z "młodszym pokoleniem" i w tym momencie mina libero stężała.
- Lepiej zacznij uciekać, bo cię starsze pokolenie dogoni. - popatrzyłam w oczy mojego chrzestnego. Nie żartował. Rzuciłam się w stronę schodów popychając Kubiaka. Uciekałam ile sił w nogach, w płucach czułam żar. Wiedziałam, że mnie kiedyś dogoni. Wpadłam na półpiętro i szybko przeskakiwałam co dwa schody. Co najdziwniejsze nie słyszałam odgłosów pościgu. Na pierwszym piętrze miałam zadyszkę. A jeszcze trochę schodów do pokonania. Szybkim tempem pokonałam ostatnie schody, a zza wnęki w ramiona chwycił mnie mój wujek śmiejąc się wniebogłosy.
- I co? - powiedział trzymając mnie, żebym nie padła z wycieńczenia. - Stary pryk wyprzedził młodsze pokolenie. - kolejny raz zaśmiał się, a wraz z nim innych pięciu osobników. Poprawiłam kucyka i popatrzyłam na niego z miną obrażonego dziecka. Odsunęłam się od niego.
- To... Było... Nie fair! - powiedziałam ledwo łapiąc oddech. Moja wypowiedź wywołała kolejną salwę śmiechu.
- Nie mów do mnie na "pan" - powiedział Łukasz i roześmiał się.
- No chodź już. Nie możesz się spóźnić w pierwszym dniu pracy. - wziął mnie pod ramię wujek i udaliśmy się do recepcji. Wygadało na to, że tylko nas brakowało. Andrea uśmiechnął się na mój widok. Odwzajemniłam to wymuszając na mojej twarzy grymas, który miał przypominać uśmiech. Nie wierzyłam, że mój własny wujek mnie tak wykiwał. No cóż... Sądząc po "Igłą Szyte" tutaj zachowywał się troszkę inaczej niż normalnie. Pokazywał swoją ciemną stronę mocy.
To nie oznacza, że go nie kocham. Jest jedynym w swoim rodzaju człowiekiem, a jego poczucie humoru jest tylko kolejnym plusem jego charakteru. Nigdy nie widziałam go totalnie zdołowanego. Zawsze starał się być radosny, dzielił się swoim uśmiechem, próbował nas rozweselić. Gdy było ciężko nigdy się nie poddawał i dopingował nas do walki o swoje. Taki charakter Ignaczaków. Jak bardzo chciałabym, żeby to on był moim ojcem...
Nie! Nie będę się dołować. Jestem pośród wspaniałych ludzi, którzy dali mi tyle sił do życia, tyle radości. Zawdzięczam im dużo, a nawet wiele więcej.
- Ta dam. - powiedział mój wujek wprowadzając mnie do warszawskiego Torwaru. - Tutaj musisz się wykazać. - powiedział, a ja pokiwałam głową. Chłopaki poszły do szatni, a ja razem ze sztabem na halę. Jako pierwsze zadanie pchałam jeden wózek z mikasami. Później ustawiłam oba kosze po dwóch stronach boiska, a później miałam za zadanie "oswojenie się z piłką". Wzięłam to dość dosłownie. Wyjęłam z jednego kosza mikasę. Obróciłam ją we wszystkie strony. Przyglądałam jej się. Dobrze napompowana, idealnie pasująca do mych dłoni. Odbiłam ją parę razy w miejscu. Postanowiłam bardziej się z nią oswoić. Rozgrzałam porządnie palce i ramiona. Chciałam sprawdzić czy nie zapomniałam...
Oddaliłam się o parę metrów od linii końcowej, popatrzyłam w pewien punkt przy bocznej linii boiska "przeciwnika". Obróciłam mikasę w jednej ręce. Podrzut, parę kroków i mocne uderzenie. Piłka z hukiem uderzyła w pomarańczowe pole boiska "przeciwnika". Przesunięta o parę centymetrów od zamierzonego przeze mnie celu. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie wyszłam z wprawy. Już ruszyłam po mikasę na drugi koniec pola kiedy usłyszałam brawa. Odwróciłam się w ich stronę i oniemiałam. Przede mną stało kilkunastu siatkarzy i patrzyli na mnie jak na ufo.
- No co? - zapytałam pesząc się niemiłosiernie, choć bardzo tego nie chciałam. - Testowałam piłkę. - uśmiechnęłam się sztucznie i pognałam po mikasę, która znajdowała się pod bandami. Jak mogłam się tak wygłupić wyrzucałam sobie. Podniosłam piłkę i kiedy byłam oddalona od kosza tylko o pięć metrów rzuciłam ją tak, że wylądowała idealnie w przeznaczonym dla niej miejscu. To jest moja praca, a nie rozrywka. Co ja sobie próbowałam wmówić. Poczułam to, nadal czułam to samo kiedy zagrywałam. Wewnętrzne szczęście, adrenalina i wysiłek. Brakowało mi tego. Szłam w stronę kosza na mikasy, kiedy ktoś wyrósł przede mną. Bardzo wysoki siatkarz  przyglądał mi się. Musiałam zadrzeć głowę do góry, żeby na niego popatrzeć. Tacy wysocy są środkowi, że jak na lampę trzeba na nich patrzeć.
- Nie dość, że dobrze serwujesz to jeszcze idealnie trafiasz do kosza. W ręczną też umiesz grać? - Zapytał Andrzej. Czy odpowiedzieć mu szczerze czy trochę się ponabijać? Wybrałam drugą opcję.
- Umiem jeszcze w nożną, tenisa stołowego, ziemnego, badmintona, hokeja. Umiem jeździć konno oczywiście z przeszkodami, jeździć na łyżwach, nartach, desce. Pływać na desce surfingowej, ale kitesurfingu dopiero się uczę. Ponadto na deskorolce jeżdżę, na rolkach, chodzę na fitness i rozpoczynam zajęcia z lekkoatletyki. Uprawiam też judo i karate. Ale moim marzeniem jest nauczyć się grać w baseball. - uśmiechnęłam się udając, że marzę. Jego mina była wyjątkowa. Miał otwarte usta ze zdziwienia i oczy wpatrujące się we mnie z nie dowierzaniem.
- Naprawdę? - zapytał. Zauważyłam, że od dłuższego czasu, praktycznie od początku mojej wyliczanki przysłuchiwała nam się połowa drużyny.
- Zapomniałam. - strzeliłam sobie lekkiego facepalma, żeby mnie głowa nie rozbolała. - W Quidditch'a też gram, ale tylko amatorsko. - I wtedy już tylko się wyszczerzyłam, a osoby znajdujące się za Wroną wybuchnęły śmiechem, a ja razem z nimi. Andrzej jeszcze mało ogarniał co się stało, ale po chwili zaczął się z nami śmiać. Przed wypływem moich łez z oczu ze śmiechu uchronił mnie sam trener.
- What's going on? Stop laughing, start training! - rozgonił naszą wesołą grupkę i kazał im przebiec 100 okrążeń. Na razie nie byłam tam na nic potrzebna. Postanowiłam zapytać "coacha" czy mogę z nimi pobiegać. Zgodził się bez problemu, tylko powiedział, żebym nie przetrenowała. Oni nie biegali truchcikiem, to był szybki bieg. Rozciągnęłam nogi i rozgrzałam stawy skokowe. Ściągnęłam bluzę i dołączyłam do chłopaków. Przede mną biegł Piotrek, a za mną Kurek, który udzielił mi informacji, że to ich 17 okrążenie. Stwierdziłam, że na pierwszym treningu nie ma się co przetrenować i wybrałam opcję 30. Trzydzieści okrążeń na początek to i tak ambitnie tym tempem. Biegłam nawet nawet, przy moim 5 okrążeniu dołączył do mnie wujek, biegliśmy bez słowa kolejne okrążenia, przy piętnastym zaczęłam sapać, ale rodzina Ignaczaków się nie poddaje i dąży do wyznaczonych celów. Przy dwudziestym nie było już tak różowo, zaczęło mi się kręcić w głowie, ale biegłam dalej. Na dwudziestym piątym okrążeniu wujek stwierdził, że jestem strasznie blada. Czułam pot wszędzie, ale dobiegłam trzydzieste okrążenie i padłam na boisko jak długa. Usłyszałam ciche śmiechy, ale po sekundzie zostały opanowane. Za nieposłuszeństwo albo złe wykonywanie poleceń Andrea dokłada kółka do przebiegnięcia. Oni tego nie chcieli. Po minucie podniosłam się z płyty boiska i podeszłam do krzesełek. Usiadłam, narzuciłam bluzę, żeby się nie przeziębić, a Andrea Gardini podał mi wodę i czysty ręcznik za co byłam mu wdzięczna. Później chłopaki zaczęli się rozgrzewać na tafli boiska. Chociaż wiadomo było, że na boisko w najbliższych meczach nie wyjdzie mój wujek i paru innych zawodników to i tak musieli ciężko trenować. Po piętnastu minutach była mała przerwa na napicie się wody, a następnie połowa zawodników poszła na zagrywkę, a połowa na przyjecie. Po mojej lewej stronie znaleźli się zagrywający, a po prawej przyjmujący. Oczywiście jako ballsgiver podawałam im żółto - granatowe piłki, a panowie posyłali bomby na drugą stronę boiska gdzie pozostali je przyjmowali. Działo się to niewyobrażalnie szybko, a w koszu zostały tylko dwie mikasy. Wtem trener przywołał zawodników do siebie. W tym czasie ja pozbierałam wszystkie piłki z powrotem do koszy.
- Ala! - zawołał mnie mój wujek. - Trener powiedział, żebyś wykazała się na innym polu. - powiedział i podał mi gwizdek, a ręką wskazał miejsce głównego arbitra.
- Żartujesz sobie? - zapytałam, a on pokręcił głową i popchnął mnie w stronę miejsca sędziowania. Co z tego, że miałam okropny lęk wysokości. Jakimś wielkim cudem przesędziowałam całe trzy sety zaciekłego pojedynku dwóch szóstek. Zeszłam z tego podestu i miałam nadzieję, że już nigdy tam nie wrócę. Znowu pozbierałam mikasy z całego boiska, pomogłam zapakować się sztabowi i czekałam na chłopaków przy szatni. Pierwszy wyszedł Kubiak. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się promiennie. Fajnie, że nawet po wyczerpującym treningu potrafi się uśmiechać. Odwzajemniłam to.
- Jak ci się podobało u nas? - zapytał dopinając torbę. Wzruszyłam ramionami.
- Nic nowego, ciężka praca jak zawsze. - kolejny raz posłałam mu przelotny uśmiech.
- To nie był twój pierwszy trening siatkarski. - stwierdził. - Widziałem jak zaserwowałaś przed rozpoczęciem rozgrzewki. Tak nie zagrywa przeciętny człowiek. Powiedz mi, jesteś siatkarką? - popatrzył mi w oczy tymi jego niebieskimi, świdrującymi oczami. Zaśmiałam się i oparłam o ścianę.
- Nie można mnie nazwać siatkarką, co ty. Trenowałam od dwunastego roku życia siatkówkę, ale od ponad pół roku nie widziałam boiska na oczy poza tym dzisiaj na stadionie i na treningu. - wzruszyłam ramionami. Nie chciałam go zanudzać historiami. Nie kolejnego siatkarza.
- Rozumiem. Tęskniłaś za nią? - zapytał, a ja nie zrozumiałam o co mu chodzi. Uśmiechnął się i dodał. - Za siatkówką.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - westchnęłam. - Nadal tęsknię. Gra w siatkówkę jest moim życiem, ona mnie uskrzydla, dodaje mi sił. Tak bardzo chciałabym wrócić do gry... - powiedziałam i zaczęłam przyglądać się kafelkom na podłodze. Michał podszedł i mnie przytulił. Też go poklepałam po plecach i dodałam:
- Nie przejmuj się mną. Zdążyłam się przyzwyczaić, że już raczej będę widzem niż zawodnikiem. - blado się uśmiechnęłam.
- Siatkówka jest dla ciebie tym czym dla mnie. Ala, walcz o swoje. Rób to co kochasz. - uśmiechnął się po raz kolejny pokazując rzędy zębów. W tym momencie otworzyły się drzwi, a na korytarz dosłownie wylało się dużo zawodników.
- Zibi! Czy ty, kurwa nie umiesz normalnie pić? - krzyknął Jarosz. Prawdo podobnie Zbyszek oblał Kubę, a raczej na pewno, bo po dokładnym przyjrzeniu się sylwetce Jarosza zauważalna była sporych rozmiarów plama na koszulce i spodniach Rudego Kojota.
- Kuba ogarnij jadaczkę. Tutaj są kobiety. - powiedział Dziku, a po sekundzie się poprawił. - Kobieta. - i wyszczerzył się w uśmiechu. Szczerze się roześmiałam kiedy zobaczyłam minę Jakuba, gdy mnie zauważył stojącą tuż przed nim.
- Idziecie do hotelu? - zapytałam całą grupkę wielkoludów. Nie byłam niska, bo wśród rówieśników byłam bardzo wysoka, a mało który chłopak był wyższy ode mnie. 178 cm wzrostu robi swoje. Jednak oni wszyscy co najmniej 10 cm wyżsi.
- Nie. - westchnął Kurek. - Mamy jeszcze rozpracowywanie Brazylii i odprawę do meczu tak jakby. - wszyscy jęknęli. Gdy zobaczyłam ich zbolałe miny zrobiło mi się ich szkoda. Pewnie będą siedzieć tam jakieś dwie godziny?
- Mam z wami iść? - zapytałam. Mogłam się z nimi ponudzić albo sama. Z dwojga złego...
- Nie. - powiedział mój wujek. No to nie miałam już nic do gadania. - Zejdzie nam może godzinkę to wpadniemy do ciebie. - mrugnął do mnie. - No mykaj do hotelu.
- Ale będę na was czekała u mnie w pokoju. - powiedziałam, a oni zgodnie pokiwali głowami. Jak wszyscy przyjdą to ich nie pomieszczę. Już prawie wychodziłam z Torwaru kiedy usłyszałam, że ktoś mnie goni. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam Dzika.
- Coś się stało? Mam jednak wracać? - spytałam Michała.
- Nie, nie musisz wracać. - zaśmiał się. - Mam tylko jedno pytanie.
- Słucham cię. - odparłam. Nie miałam pojęcia o co może mnie zapytać.
- Na jakiej pozycji grałaś w klubie? - jego oczy były szczerze zainteresowane moją odpowiedzią.
- Przyjmującej. - odpowiedziałam, uśmiechnęłam się do niego i wyszłam. Zamykając drzwi usłyszałam tylko ciche "wiedziałem."

*
Pojawił się rozdział Trzeci! Czekam na Wasze opinie. Czy nie jest ono zbyt cukierkowe, nierzeczywiste lub inne. Każdy komentarz czytam i dziękuję, że postanowiliście kolejny raz poświęcić czas na moje wypociny. Dziękuję z całego serca!
Zaczęły się Mistrzostwa Europy! Nareszcie! Wczoraj wygrana na pewno doda skrzydeł naszym Panom w kolejnych potyczkach. Oczywiście trzymamy z nich kciuki bardzo mocno!
Chciałabym ten rozdział zadedykować mojej czytelniczce, która pod rozdziałem drugim zostawiła komentarz, który podniósł mnie na duchu i wywołał uśmiech na twarzy. Czoczotko mam nadzieję, że z siatkówka pozostaniesz na zawsze! :)
Pozdrawiam gorąco, Irish Girl.

9 komentarzy:

  1. "I niech mi któryś ją tknie to zapomnę, że jesteśmy kolegami z drużyny." - padłam :D
    jak dla mnie Ala mogłaby być ciut starsza pod kątem a'la uciekanie przed przeszłością, ale zobaczymy jak będzie później.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo fajny, a Quiditchem* to mnie rozwaliłaś :)

    Ps. Jak to sie pisze bo czytałam po kilka razy Pottera, ale nadal zapominam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ma skarg xD :*
    najlepszy <3
    // Mlodaforever

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ! Nie jest zbyt cukierkowe ! Strasznie mi się podoba, czekam na następy rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam i powiem, że na razie jest świetnie. Pozdrawiam Dooma :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :) Mi się bardzo podoba, nie jest cukierokowo, lubię Kibiaka, więc jest bardzo fajnie. Tylko Zbyszka nie lubię. :/ No ale cóż rzec, każdemu nie dogodzisz :)
    Ale bardzo się ucieszyłam widziąc nowy rozdział, bo zainteresowałaś mnie dość oryginalnym pomysłem :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam do wyrażenia swojej opinii :)
    http://zostales-w-tle.blogspot.com/2013/09/wazne.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny czekam z niecierpliwością na nowy :D

    OdpowiedzUsuń